ten fragment miał być w piatek ale przypadkiem skasowałem :P
Arion
Wishmaker stał wśród innych pilotów i zafascynowany słuchał słów admirała.
Potem krzyczał. Krzyczał długo i głośno. Po apelu piloci jego skrzydła poszli
do kantyny po raz ostatni przed walką napić się syntetycznego piwa. Nie poszedł
z nimi. Wiedział, że jego koledzy będą opowiadać o bitwach, w których wyszli
cało i o maszynach, na których latali. Arion nie miał, co opowiadać. Dopiero
kilka tygodni temu skończył dwadzieścia jeden lat, minimalny wiek by brać
udział w wojnie a jego pierwsza bitwa miała dopiero nadejść. Siedział więc w
pustej Sali i przeglądał swój staroświecki album ze zdjęciami. Były tam
fotografie przedstawiające jego rodzinę; ojca, matkę, dwóch braci. Przewrócił
stronę. Jego rodzinny dom, bliźniaczo podobny do wszystkich innych w okolicy, z
małym ogrodem, w którym stała stara, metalowa huśtawka. Arion znów przewrócił
kilka kartek. Zatrzymał wzrok na ostatnim zdjęciu. Stał tam razem z braćmi
przed domem. On w nowym mundurze sił kosmicznych a oni w wytartych dżinsach i
białych koszulkach.
-
Piękne zdjęcia- usłyszał nagle za plecami – i jeszcze piękniejsze wspomnienia.
Arion
gwałtownie odwrócił głowę. Widząc, kto za nim stoi, odruchowo stanął na
baczność i zameldował
-Admirale,
pilot Wiskmaker melduje…
-Spocznij
żołnierzu. Nie możesz przecież mieć czegoś do zameldowania.
-Tak
jest admirale. Przepraszam, to z przyzwyczajenia.
-Wiem.
Pamiętam jeszcze jak sam czekałem na pierwszą bitwę – Admirał uśmiechnął się
ciepło.
-Czy
to aż tak widać panie admirale?
-Jasne,
że tak. Dawno nie widziałem na tym statku nowego munduru, ale nie przejmuj się,
każdy kiedyś zaczynał. Mogę zobaczyć te zdjęcia?- Admirał nagle zmienił temat
-Oczywiście
admirale.
-Wiesz,
urodziłem się w tym domu. To oznacza, że jesteśmy sąsiadami. I wiesz, co ci
powiem, trzeba to oblać.
-
Ustawić szyk i włączyć auto piloty, osiem godzin do celu. Niech nas opatrzność
ma w opiece. Zakaz komunikowania się poza skrzydłem do odwołania.
Arion
ustawił myśliwiec na pozycji, włączył pilota i usiadł wygodniej w fotelu. Już
czuł napięcie przed walką, w symulatorach tego nie było. Nagle na pulpicie
zamrugała zielona diodka komunikatora bliskiego zasięgu. Ktoś go wywoływał na
częstotliwości skrzydłowej. Ż pewnym ociąganiem sięgnął do włącznika. Wiedział,
o co chcą go zapytać, ale nie miał ochoty im odpowiadać.
-Co
jest chłopaki?- rzucił lekkim tonem.
-Arion,
do ciężkiej cholery, skąd ty znasz admirała?
Już
chciał im powiedzieć, gdy wszyscy usłyszeli głos dowódcy
-Chłopcy,
dostałem rozkazy. Będziemy eskortować czwarte skrzydło bombowe. Po sygnale
rozpoczynającym odbijamy na pięćdziesiąt, dwadzieścia i dajemy czadu. Bez odbioru,
chłopcy.
Admirał
Foalooke spoglądał przez iluminator na zbliżającą się planetę. Oto nasz cel,
pomyślał. Pomimo wciąż dużej odległości od planety dostrzegał białe kreski
łańcuchów górskich i plamy oceanów. Wiedział, że wykona rozkaz, ale żal mu było
tej pięknej planety. Oczami wyobraźni widział już spustoszenia wywołane przez
atak, spalone lasy, zburzone miasta, pola zeszpecone lejami po pociskach. Dość
sentymentów, pomyślał, trzeba zacząć działać.
-Ustawić
wojskową siatkę, skrzydła zwiadowcze posłać, co osiemnasty południk, skrzydła
bombowe z nimi. Pierwsze bojowe zostaje przy transportowcach, bojowe od
drugiego do dziewiątego lecą w kierunku stoczni. Pozostałe skrzydła osłaniają
bombowce. Bezzwłocznie informować o napotkanych siłach wroga. I niech Kreator
czuwa nad nami, pomyślał w duchu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz