niedziela, 19 maja 2013

Admirał II


ten fragment miał być w piatek ale przypadkiem skasowałem :P

Arion Wishmaker stał wśród innych pilotów i zafascynowany słuchał słów admirała. Potem krzyczał. Krzyczał długo i głośno. Po apelu piloci jego skrzydła poszli do kantyny po raz ostatni przed walką napić się syntetycznego piwa. Nie poszedł z nimi. Wiedział, że jego koledzy będą opowiadać o bitwach, w których wyszli cało i o maszynach, na których latali. Arion nie miał, co opowiadać. Dopiero kilka tygodni temu skończył dwadzieścia jeden lat, minimalny wiek by brać udział w wojnie a jego pierwsza bitwa miała dopiero nadejść. Siedział więc w pustej Sali i przeglądał swój staroświecki album ze zdjęciami. Były tam fotografie przedstawiające jego rodzinę; ojca, matkę, dwóch braci. Przewrócił stronę. Jego rodzinny dom, bliźniaczo podobny do wszystkich innych w okolicy, z małym ogrodem, w którym stała stara, metalowa huśtawka. Arion znów przewrócił kilka kartek. Zatrzymał wzrok na ostatnim zdjęciu. Stał tam razem z braćmi przed domem. On w nowym mundurze sił kosmicznych a oni w wytartych dżinsach i białych koszulkach.
- Piękne zdjęcia- usłyszał nagle za plecami – i jeszcze piękniejsze wspomnienia.
Arion gwałtownie odwrócił głowę. Widząc, kto za nim stoi, odruchowo stanął na baczność i zameldował
-Admirale, pilot Wiskmaker melduje…
-Spocznij żołnierzu. Nie możesz przecież mieć czegoś do zameldowania.
-Tak jest admirale. Przepraszam, to z przyzwyczajenia.
-Wiem. Pamiętam jeszcze jak sam czekałem na pierwszą bitwę – Admirał uśmiechnął się ciepło.
-Czy to aż tak widać panie admirale?
-Jasne, że tak. Dawno nie widziałem na tym statku nowego munduru, ale nie przejmuj się, każdy kiedyś zaczynał. Mogę zobaczyć te zdjęcia?- Admirał nagle zmienił temat
-Oczywiście admirale.
-Wiesz, urodziłem się w tym domu. To oznacza, że jesteśmy sąsiadami. I wiesz, co ci powiem, trzeba to oblać.

- Ustawić szyk i włączyć auto piloty, osiem godzin do celu. Niech nas opatrzność ma w opiece. Zakaz komunikowania się poza skrzydłem do odwołania.
Arion ustawił myśliwiec na pozycji, włączył pilota i usiadł wygodniej w fotelu. Już czuł napięcie przed walką, w symulatorach tego nie było. Nagle na pulpicie zamrugała zielona diodka komunikatora bliskiego zasięgu. Ktoś go wywoływał na częstotliwości skrzydłowej. Ż pewnym ociąganiem sięgnął do włącznika. Wiedział, o co chcą go zapytać, ale nie miał ochoty im odpowiadać.
-Co jest chłopaki?- rzucił lekkim tonem.
-Arion, do ciężkiej cholery, skąd ty znasz admirała?
Już chciał im powiedzieć, gdy wszyscy usłyszeli głos dowódcy
-Chłopcy, dostałem rozkazy. Będziemy eskortować czwarte skrzydło bombowe. Po sygnale rozpoczynającym odbijamy na pięćdziesiąt, dwadzieścia i dajemy czadu. Bez odbioru, chłopcy.

Admirał Foalooke spoglądał przez iluminator na zbliżającą się planetę. Oto nasz cel, pomyślał. Pomimo wciąż dużej odległości od planety dostrzegał białe kreski łańcuchów górskich i plamy oceanów. Wiedział, że wykona rozkaz, ale żal mu było tej pięknej planety. Oczami wyobraźni widział już spustoszenia wywołane przez atak, spalone lasy, zburzone miasta, pola zeszpecone lejami po pociskach. Dość sentymentów, pomyślał, trzeba zacząć działać.
-Ustawić wojskową siatkę, skrzydła zwiadowcze posłać, co osiemnasty południk, skrzydła bombowe z nimi. Pierwsze bojowe zostaje przy transportowcach, bojowe od drugiego do dziewiątego lecą w kierunku stoczni. Pozostałe skrzydła osłaniają bombowce. Bezzwłocznie informować o napotkanych siłach wroga. I niech Kreator czuwa nad nami, pomyślał w duchu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz