piątek, 24 maja 2013

Admirał IV


Na ekranie technicznym zaczęły pojawiać się czerwone kropki. Najpierw były to pojedyncze sondy i myśliwce, potem już dwa okręty wojenne i kilka krążowników. Ale kiedy siedemnaste skrzydło zostało zniszczone niemal w całości a dziesiąte dostrzegło dwa kolejne niszczyciele podjął decyzję.
- Odwołać wszystkie rozkazy, wycofujemy się.

Kilka dni później Arion pił piwo w kantynie pilotów. Atak jego skrzydła się nie powiódł. Już ostrzeliwali wrogi okręt, kiedy nadleciały dwa krążowniki wroga i zaczęły rzeź. Był jedynym pilotem myśliwca z całego skrzydła, który przeżył bitwę. Jedyny z pośród ponad setki pilotów. Długo zastanawiał się, dlaczego akurat jemu się udało. Dlaczego zginęli wszyscy doświadczeni piloci a przetrwała największa dupa wołowa w skrzydle. Z tych rozmyślań wyrwał go znajomy głos.
-Miło widzieć cię wśród żywych. Mogę się dosiąść?
-Oczywiście panie Admirale.
-Ile myśliwców z twojego skrzydła ocalało?
-Tylko mój, panie admirale.
Admirał pociągnął długi łyk piwa, po czym powiedział
-Dziękuj Kreatorowi, że pozwolił ci przeżyć.
-Tak jest, Panie admirale
-Skończ proszę z tym Admirałem. Powiedz mi, co myślisz o bitwie? Chciałbym wiedzieć, co o niej sądzą zwykli piloci.
-Z całym szacunkiem. Mam wrażenie, że za szybko się poddaliśmy- o mało, co nie dodał „panie admirale”- pomimo, że wróg miał sześć niszczycieli mieliśmy znaczną przewagę mniejszych statków.
-Owszem, ale czy wiesz, jakie byłyby straty?
- Nie, panie admirale.
-Prosiłem żebyś mnie tak nie nazywał- Admirał pociągnął długi łyk piwa- kontynuując walkę stracilibyśmy zależnie od symulacji od trzech do pięciu skrzydeł bojowych. Ponad sześćset statków. Z kolei ekspedycja planetarna sprawdziła, że na planecie znajdowały się zasoby wystarczające do zbudowania nieco ponad dwóch skrzydeł. Czy już rozumiesz?
-Myślę, że tak. Chciał pan ocalić statki i ich załogi.
- Wiesz… mam nadzieję, że sąd wojskowy też to zrozumie.

Admirał spoglądał przez iluminator na Arranę. Na wielkie połacie zieleni upstrzone gdzieniegdzie szarymi plamami miast. W miarę jak zbliżał się do powierzchni planety dostrzegał coraz więcej szczegółów. Widział wielkie kombinaty kopalni, olbrzymie magazyny. Admirał spojrzał na horyzont. W oddali zobaczył zbliżające się Wielki Morze Centralne. To dziwne, pomyślał, dlaczego nie lecimy do stolicy na zupełne odludzie. Kiedy był chłopcem często latał nad Morze Centralne grać z kumplami z wojska w podchody. Jedynym budynkiem w promieniu wielu kilometrów była kopalnia rud metalu. Chyba chcą się go pozbyć bez rozgłosu. Zaczynał się bać. Po kilki minutach spokojnego lotu jego przypuszczenia okazały się słuszne, prom zaczynał lądować na stacji przeładunkowej kopalni. Kiedy otworzył się trap, admirał poczuł po raz pierwszy od wielu miesięcy świeże powietrze. Z przyjemnością opuścił wygodne, lecz ciasne wnętrze promu i zaczął głęboko oddychać napawając się zapachami lasu. Nie zauważył dwóch strażników, którzy podeszli do niego trzymając w rękach odbezpieczoną broń. Opuścił głowę dopiero, gdy jeden z nich odezwał się.
- Admirał Foalooke?
- Tak jest kapralu.
- Mam rozkaz zaprowadzić pana do Naczelnego Koordynatora.
- Prowadź, więc.
Żołnierze poprowadzili go do małego pomieszczenia, które musiało być biurem kontrolera lotów. Otworzono mu drzwi i wpuszczono do środka. Admirał zdziwił się widząc samego Naczelnego Koordynatora. Ten siedział w obrotowym fotelu tyłem do drzwi. Kiedy admirał zamknął za sobą drzwi, odwrócił się powoli.
-Znowu się widzimy… admirale.
Foalooke nie odpowiedział. Wiedział, że koordynatorowi nie należy przerywać, chyba, że sam o to prosi.
- Wpadłeś w gówno przyjacielu- ostatnie słowo zabrzmiało fałszywie- zanim skażę cię na dożywocie w kopalni powiedz mi, dlaczego to zrobiłeś do ciężkiej cholery?
- A o co dokładnie chodzi, Koordynatorze??- Wiedział już, że resztę życia spędzi w kopalni to przynajmniej ostatni raz ponabija się z tego gnojka.
- Chodzi o twoją cholerną niesubordynację, o wycofanie floty, która miała przewagę nad wrogiem. O zniszczenie moich planów.
- Pańskich planów? – Jeśli miał lecieć na zesłanie to przynajmniej dowiem się, za co.
- Tak. Nie przywiozłeś ani kilograma surowców, nie zniszczyłeś wroga, pod twoim dowództwem straciliśmy niemal całe skrzydło bojowe i nie mamy za co go odbudować. W normalnych warunkach został byś na miejscu rozstrzelany. Niestety twoje decyzje sprawiły, że zostałeś bohaterem. Zupełnie nie wiem, dlaczego ale mniejsza z tym. Przynajmniej już nie zobaczę twojej mordy.- Koordynator nacisnął guzik na biurku- Straż. Wyprowadzić go.

Arion siedział w kwaterach pilotów. Obserwował tych wszystkich rekrutów, ich podniecenie, że po raz pierwszy polecą na prawdziwych maszynach. A on będzie nimi dowodził. Pociągnął wyk piwa. Ciekawe ile czasu upłynie zanim zorientują się, że te wszystkie brednie, które wbijają im do głowy, o ojczyźnie, o glorii zwycięzców, to tylko slogany. Że liczą się tylko surowce. Że dowództwo ma gdzieś ilu ich zginie. Ale on nie miał tego gdzieś. Admirał uratował jego dupę, teraz on postara się uratować dupy tym pilotom. On, dowódca klucza myśliwskiego, Arion Wishmaker.

4 komentarze: