poniedziałek, 8 kwietnia 2013

O zgubnych skutkach oszczędności

Dzisiejsza notka zaczyna drugą linię bloga – takie moje luźne przemyślenia.

Zacznijmy od tytułu, prawda, że nieco kontrowersyjny? Ale jakże prawdziwy w moim wypadku :P ale zacznijmy od początku, a początkiem była muzyka. Mój mały laptopek ma dwa głośniczki, jak to w laptopkach bywa małe, ciche i ogólnie takie sobie. Jak chciałem coś głośniej posłuchać to podpinałem słuchawki i jakoś poszło. Ale…

… jakiś czas temu, u mojej paskudy, zorientowałem że jej laptop ma głośniki całkiem przyzwoite. I (w męskim dążeniu to zdobycia przewagi) postanowiłem wzmocnić mój sprzęt grający. Ponieważ stara moja wieża HI-FI już ledwie zipie ogołociłem ją z głośników a przy okazji przeprowadzki wyciągnąłem z garażu to



Przez chwilę poczułem się jak hipster stawiając na biurku ten PRLowy towar eksportowy. Parę kabelków później laptop i komórka połączyły się w jedność. I muszę powiedzieć że...
Brzmi jak jeszcze nigdy. Ale pojawił się zgrzyt. Poszaleć z głośnością mogę tylko gdy jestem sam w domu, w innych przypadkach rodzina robi mi intro z „Black or White” Jacksona. W pozostałych przypadkach zostają mi poczciwe słuchawki. I dochodzimy do pointy. Oszczędnościowe zakupy sprawiły, że teraz muszę kupić jakieś porządne słuchawki. Chyba że znajdę jakieś w garażu…