Dzisiejsza notka
zaczyna drugą linię bloga – takie moje luźne przemyślenia.
Zacznijmy od
tytułu, prawda, że nieco kontrowersyjny? Ale jakże prawdziwy w moim wypadku :P
ale zacznijmy od początku, a początkiem była muzyka. Mój mały laptopek ma dwa
głośniczki, jak to w laptopkach bywa małe, ciche i ogólnie takie sobie. Jak
chciałem coś głośniej posłuchać to podpinałem słuchawki i jakoś poszło. Ale…
… jakiś czas
temu, u mojej paskudy, zorientowałem że jej laptop ma głośniki całkiem przyzwoite.
I (w męskim dążeniu to zdobycia przewagi) postanowiłem wzmocnić mój sprzęt
grający. Ponieważ stara moja wieża HI-FI już ledwie zipie ogołociłem ją z
głośników a przy okazji przeprowadzki wyciągnąłem z garażu to
Przez chwilę
poczułem się jak hipster stawiając na biurku ten PRLowy towar eksportowy. Parę
kabelków później laptop i komórka połączyły się w jedność. I muszę powiedzieć
że...
Brzmi jak jeszcze nigdy. Ale pojawił się zgrzyt. Poszaleć z głośnością
mogę tylko gdy jestem sam w domu, w innych przypadkach rodzina robi mi intro z
„Black or White” Jacksona. W pozostałych przypadkach zostają mi poczciwe
słuchawki. I dochodzimy do pointy. Oszczędnościowe zakupy sprawiły, że teraz muszę kupić jakieś porządne słuchawki. Chyba że znajdę jakieś w garażu…