Na
ekranie technicznym zaczęły pojawiać się czerwone kropki. Najpierw były to
pojedyncze sondy i myśliwce, potem już dwa okręty wojenne i kilka krążowników.
Ale kiedy siedemnaste skrzydło zostało zniszczone niemal w całości a dziesiąte
dostrzegło dwa kolejne niszczyciele podjął decyzję.
-
Odwołać wszystkie rozkazy, wycofujemy się.
Kilka
dni później Arion pił piwo w kantynie pilotów. Atak jego skrzydła się nie
powiódł. Już ostrzeliwali wrogi okręt, kiedy nadleciały dwa krążowniki wroga i
zaczęły rzeź. Był jedynym pilotem myśliwca z całego skrzydła, który przeżył
bitwę. Jedyny z pośród ponad setki pilotów. Długo zastanawiał się, dlaczego
akurat jemu się udało. Dlaczego zginęli wszyscy doświadczeni piloci a
przetrwała największa dupa wołowa w skrzydle. Z tych rozmyślań wyrwał go
znajomy głos.
-Miło
widzieć cię wśród żywych. Mogę się dosiąść?
-Oczywiście
panie Admirale.
-Ile
myśliwców z twojego skrzydła ocalało?
-Tylko
mój, panie admirale.
Admirał
pociągnął długi łyk piwa, po czym powiedział
-Dziękuj
Kreatorowi, że pozwolił ci przeżyć.
-Tak
jest, Panie admirale
-Skończ
proszę z tym Admirałem. Powiedz mi, co myślisz o bitwie? Chciałbym wiedzieć, co
o niej sądzą zwykli piloci.
-Z
całym szacunkiem. Mam wrażenie, że za szybko się poddaliśmy- o mało, co nie
dodał „panie admirale”- pomimo, że wróg miał sześć niszczycieli mieliśmy
znaczną przewagę mniejszych statków.
-Owszem,
ale czy wiesz, jakie byłyby straty?
-
Nie, panie admirale.
-Prosiłem
żebyś mnie tak nie nazywał- Admirał pociągnął długi łyk piwa- kontynuując walkę
stracilibyśmy zależnie od symulacji od trzech do pięciu skrzydeł bojowych.
Ponad sześćset statków. Z kolei ekspedycja planetarna sprawdziła, że na
planecie znajdowały się zasoby wystarczające do zbudowania nieco ponad dwóch
skrzydeł. Czy już rozumiesz?
-Myślę,
że tak. Chciał pan ocalić statki i ich załogi.
-
Wiesz… mam nadzieję, że sąd wojskowy też to zrozumie.
Admirał
spoglądał przez iluminator na Arranę. Na wielkie połacie zieleni upstrzone
gdzieniegdzie szarymi plamami miast. W miarę jak zbliżał się do powierzchni
planety dostrzegał coraz więcej szczegółów. Widział wielkie kombinaty kopalni,
olbrzymie magazyny. Admirał spojrzał na horyzont. W oddali zobaczył zbliżające
się Wielki Morze Centralne. To dziwne, pomyślał, dlaczego nie lecimy do stolicy
na zupełne odludzie. Kiedy był chłopcem często latał nad Morze Centralne grać z
kumplami z wojska w podchody. Jedynym budynkiem w promieniu wielu kilometrów
była kopalnia rud metalu. Chyba chcą się go pozbyć bez rozgłosu. Zaczynał się
bać. Po kilki minutach spokojnego lotu jego przypuszczenia okazały się słuszne,
prom zaczynał lądować na stacji przeładunkowej kopalni. Kiedy otworzył się
trap, admirał poczuł po raz pierwszy od wielu miesięcy świeże powietrze. Z
przyjemnością opuścił wygodne, lecz ciasne wnętrze promu i zaczął głęboko
oddychać napawając się zapachami lasu. Nie zauważył dwóch strażników, którzy
podeszli do niego trzymając w rękach odbezpieczoną broń. Opuścił głowę dopiero,
gdy jeden z nich odezwał się.
-
Admirał Foalooke?
-
Tak jest kapralu.
-
Mam rozkaz zaprowadzić pana do Naczelnego Koordynatora.
-
Prowadź, więc.
Żołnierze
poprowadzili go do małego pomieszczenia, które musiało być biurem kontrolera
lotów. Otworzono mu drzwi i wpuszczono do środka. Admirał zdziwił się widząc
samego Naczelnego Koordynatora. Ten siedział w obrotowym fotelu tyłem do drzwi.
Kiedy admirał zamknął za sobą drzwi, odwrócił się powoli.
-Znowu
się widzimy… admirale.
Foalooke
nie odpowiedział. Wiedział, że koordynatorowi nie należy przerywać, chyba, że
sam o to prosi.
-
Wpadłeś w gówno przyjacielu- ostatnie słowo zabrzmiało fałszywie- zanim skażę
cię na dożywocie w kopalni powiedz mi, dlaczego to zrobiłeś do ciężkiej
cholery?
-
A o co dokładnie chodzi, Koordynatorze??- Wiedział już, że resztę życia spędzi
w kopalni to przynajmniej ostatni raz ponabija się z tego gnojka.
-
Chodzi o twoją cholerną niesubordynację, o wycofanie floty, która miała
przewagę nad wrogiem. O zniszczenie moich planów.
-
Pańskich planów? – Jeśli miał lecieć na zesłanie to przynajmniej dowiem się, za
co.
-
Tak. Nie przywiozłeś ani kilograma surowców, nie zniszczyłeś wroga, pod twoim
dowództwem straciliśmy niemal całe skrzydło bojowe i nie mamy za co go
odbudować. W normalnych warunkach został byś na miejscu rozstrzelany. Niestety
twoje decyzje sprawiły, że zostałeś bohaterem. Zupełnie nie wiem, dlaczego ale
mniejsza z tym. Przynajmniej już nie zobaczę twojej mordy.- Koordynator
nacisnął guzik na biurku- Straż. Wyprowadzić go.
Arion
siedział w kwaterach pilotów. Obserwował tych wszystkich rekrutów, ich
podniecenie, że po raz pierwszy polecą na prawdziwych maszynach. A on będzie
nimi dowodził. Pociągnął wyk piwa. Ciekawe ile czasu upłynie zanim zorientują
się, że te wszystkie brednie, które wbijają im do głowy, o ojczyźnie, o glorii
zwycięzców, to tylko slogany. Że liczą się tylko surowce. Że dowództwo ma
gdzieś ilu ich zginie. Ale on nie miał tego gdzieś. Admirał uratował jego dupę,
teraz on postara się uratować dupy tym pilotom. On, dowódca klucza
myśliwskiego, Arion Wishmaker.