środa, 17 lipca 2013

A gdyby Evangeliona nakręcili amerykanie?

Kierując się identycznym gustem filmowym udaliśmy się z Leniwcem na „Pacific Rim”. W trzech słowach – Mechy kontra potwory. Fanom sf wystarczy żeby się przejść ;)


A co dostaniemy gdy już zasiądziemy w fotelu?  Historię o wielkich bestiach wychodzących przez portal w oceanie i walczących z nimi wielkich mechach. Dodajmy do tego bohaterów płaskich i standardowych jak talerze z Ikei (no może są 2 wyjątki), osadzonych w scenach które kojarzą się klasyką gatunku (Matix, Armageddon, Dzień Niepodlegloscia nawet NGE). Ale i tak fabuła ma dać tylko pretekst żeby przez dwie godziny wielkie mechy nawalały wielkie, komputerowo wygenerowane potwory. I, muszę przyznać, robią to dobrze! Dawno nie siedziałem w fotelu kinowym z szeroko otwartymi oczami bojąc się mrugnąć żeby czegoś nie przeoczyć. Jednak powiedzmy sobie szczerze, Pacific Rim nie wprowadza nic do gatunku, ale to kawałek nieźle zrobionego amerykańskiego kina akcji, ze wszystkimi jego blaskami i cieniami. I żeby podziwiać blaski i pomijać cienie trzeba ten film obejrzeć w IMAXie. Serio, żadne 3d nie wcisnęło mnie tak w fotel jak duet Pacific Rim + prawdziwe. Sceny gdy leci w twoją stronę piącha mecha wielkości niewielkiego wieżowca … Cudo, a takich scen jest wystarczająco żeby wyjść z kina zadowolonym. No to nie przedłużając

8,5/ 10 (w tym + 1 za IMAXa), test godziny zdany nieźle (80 minut)

środa, 3 lipca 2013

Im bliżej jesteś, tym mniej widzisz...

Jesteście krok, trzy kroki, pięć a nawet siedem kroków za nami…

 
















Czwórka iluzjonistów spotyka tajemniczego człowieka w kapturze i dostaje od niego kartę. Spotykają się w starym domu w Nowym Jorku, w pustym mieszkaniu z tajemniczym symbolem na podłodze… A rok później, w Las Vegas ta sama czwórka ludzi dokonuje włamania do banku w Paryżu i kradnie z niego paletę gotówki… Czysta magia.

I to właśnie magia jest tematem tego filmu, a dokładnie sztuka iluzji. Tropem czwórki iluzjonistów podąża zawodowy demaskator iluzjonistów, agent FBI i ładna francuzeczka z Interpolu. Jednakowoż główni bohaterowie wymykają się z każdej zasadzki, mylą tropy, znikają w sposób, który czasem wydaje się iście… magiczny.

Film jest dobry, przemyślany, dobrze zrealizowany i zagrany, z wciągającą fabułą. My przez dwie godziny zastanawialiśmy się kto jest wtyką w FBI… i nie zgadliśmy. A na deser jak zawsze świetny Morgan Freeman.

Żeby nie było tak wesoło i radośnie, teraz, dwie godziny po seansie zaczynam dostrzegać luki fabularne, które sprawiają, że w rzeczywistości numery przedstawione na filmie by się nie udały… z każdą chwilą jest ich coraz więcej… ale to nie zmienia faktu że w kinie bawilismy się świetnie i zgodnie z moim Leniwcem dajemy…

8,5/10

Test godziny zdany celująco (dla osób które nie trafiły tu ze starego bloga. Test godziny polega na sprawdzeniu, po jakim czasie od początku seansu pomyśli się o spojrzeniu na zegarek. Jeżeli czas ten jest dłuższy niż godzina to film zasługuje co najmniej na 6/10)

poniedziałek, 1 lipca 2013

Z zupełnie innej Beczki - Młody Logistyk Ogląda

Smolista ciemność została złamana słabym światłem ręcznej latarki. Wąski promień światła wydobył z mroku regał ogromny regał pełen książek stojący w głębi pomieszczenia. Gdy człowiek trzymający latarkę wszedł do pomieszczenia, oświetlając niewielki stolik i rattanowy fotel stojące w rogu, tuż od szczelnie zasłoniętym oknem. Wszystkie meble i zawartość regału pokryte były grubą warstwą kurzu
-         Khem, Khem- mężczyzna zakrztusił się kurzem który wzbiły jego kroki –Jak ja tu dawno nie byłem…

No właśnie, dawno mnie tu nie było. Miałem napisać parę słów komentarza do drugiej opowieści ale jakoś nie mogłem się zmotywować. Ale motywację gdzieś kiedyś jakąś miewam i mój Pierwszy czytelnik dostaje czasem jakiś nowy ochłapek tekstu o przygodach załogi stacji przeładunkowej „Barrin 4”. W tej chwili rozpoczyna się rozdział czwarty w którym Kapitan Alistair postanawia wyjawić tajemnice swojej przeszłości…

No ale nie o tym dziś chciałem.

Dziś chciałem wam opowiedzieć parę słów o animce którą oglądam z moim Leniwcem (któremu nie chce się czytać napisów a jeśli już to polskie) mianowicie o Shinkegi no Kyojin.
Nie słyszeliście o niej, prawda? Ja też nie. Ale już pierwszy odcinek wgniótł mnie w glebę.





Przedstawiona historia jest stosunkowo prosta. Ludzkość zaatakowana przez tajemniczych tytanów (mających 3-15 m wzrostu) chroni się za wielkim murem. Żyje tam sobie do momentu gdy pojawiają się dwaj nowi tytani dla których mur nie stanowi większej przeszkody. W pierwszym ataku ginie członek rodziny bohatera co motywuje go do działania które opisuje animka.

Fabuła stosunkowo prosta, główni bohaterowie też niezbyt oryginalni (kilku mocno kojarzy mi się z naruto) ale dość mocno zróżnicowani między sobą. Jednak takie drobne zgrzyty nie mają znaczenia bo akcja toczy się wartko, odcinki kończą się w najgorszych możliwych momentach a kreska jest bo prostu CUDOWNA. Ilość detali, ostrość jest genialna.

W całej tej beczce miodu jest jeden wielki szkopuł… puszczono dopiero 12 z 24 odcinków;( a ostatni skończył się własnie w najgorszym możliwym momencie.

piątek, 24 maja 2013

Admirał IV


Na ekranie technicznym zaczęły pojawiać się czerwone kropki. Najpierw były to pojedyncze sondy i myśliwce, potem już dwa okręty wojenne i kilka krążowników. Ale kiedy siedemnaste skrzydło zostało zniszczone niemal w całości a dziesiąte dostrzegło dwa kolejne niszczyciele podjął decyzję.
- Odwołać wszystkie rozkazy, wycofujemy się.

Kilka dni później Arion pił piwo w kantynie pilotów. Atak jego skrzydła się nie powiódł. Już ostrzeliwali wrogi okręt, kiedy nadleciały dwa krążowniki wroga i zaczęły rzeź. Był jedynym pilotem myśliwca z całego skrzydła, który przeżył bitwę. Jedyny z pośród ponad setki pilotów. Długo zastanawiał się, dlaczego akurat jemu się udało. Dlaczego zginęli wszyscy doświadczeni piloci a przetrwała największa dupa wołowa w skrzydle. Z tych rozmyślań wyrwał go znajomy głos.
-Miło widzieć cię wśród żywych. Mogę się dosiąść?
-Oczywiście panie Admirale.
-Ile myśliwców z twojego skrzydła ocalało?
-Tylko mój, panie admirale.
Admirał pociągnął długi łyk piwa, po czym powiedział
-Dziękuj Kreatorowi, że pozwolił ci przeżyć.
-Tak jest, Panie admirale
-Skończ proszę z tym Admirałem. Powiedz mi, co myślisz o bitwie? Chciałbym wiedzieć, co o niej sądzą zwykli piloci.
-Z całym szacunkiem. Mam wrażenie, że za szybko się poddaliśmy- o mało, co nie dodał „panie admirale”- pomimo, że wróg miał sześć niszczycieli mieliśmy znaczną przewagę mniejszych statków.
-Owszem, ale czy wiesz, jakie byłyby straty?
- Nie, panie admirale.
-Prosiłem żebyś mnie tak nie nazywał- Admirał pociągnął długi łyk piwa- kontynuując walkę stracilibyśmy zależnie od symulacji od trzech do pięciu skrzydeł bojowych. Ponad sześćset statków. Z kolei ekspedycja planetarna sprawdziła, że na planecie znajdowały się zasoby wystarczające do zbudowania nieco ponad dwóch skrzydeł. Czy już rozumiesz?
-Myślę, że tak. Chciał pan ocalić statki i ich załogi.
- Wiesz… mam nadzieję, że sąd wojskowy też to zrozumie.

Admirał spoglądał przez iluminator na Arranę. Na wielkie połacie zieleni upstrzone gdzieniegdzie szarymi plamami miast. W miarę jak zbliżał się do powierzchni planety dostrzegał coraz więcej szczegółów. Widział wielkie kombinaty kopalni, olbrzymie magazyny. Admirał spojrzał na horyzont. W oddali zobaczył zbliżające się Wielki Morze Centralne. To dziwne, pomyślał, dlaczego nie lecimy do stolicy na zupełne odludzie. Kiedy był chłopcem często latał nad Morze Centralne grać z kumplami z wojska w podchody. Jedynym budynkiem w promieniu wielu kilometrów była kopalnia rud metalu. Chyba chcą się go pozbyć bez rozgłosu. Zaczynał się bać. Po kilki minutach spokojnego lotu jego przypuszczenia okazały się słuszne, prom zaczynał lądować na stacji przeładunkowej kopalni. Kiedy otworzył się trap, admirał poczuł po raz pierwszy od wielu miesięcy świeże powietrze. Z przyjemnością opuścił wygodne, lecz ciasne wnętrze promu i zaczął głęboko oddychać napawając się zapachami lasu. Nie zauważył dwóch strażników, którzy podeszli do niego trzymając w rękach odbezpieczoną broń. Opuścił głowę dopiero, gdy jeden z nich odezwał się.
- Admirał Foalooke?
- Tak jest kapralu.
- Mam rozkaz zaprowadzić pana do Naczelnego Koordynatora.
- Prowadź, więc.
Żołnierze poprowadzili go do małego pomieszczenia, które musiało być biurem kontrolera lotów. Otworzono mu drzwi i wpuszczono do środka. Admirał zdziwił się widząc samego Naczelnego Koordynatora. Ten siedział w obrotowym fotelu tyłem do drzwi. Kiedy admirał zamknął za sobą drzwi, odwrócił się powoli.
-Znowu się widzimy… admirale.
Foalooke nie odpowiedział. Wiedział, że koordynatorowi nie należy przerywać, chyba, że sam o to prosi.
- Wpadłeś w gówno przyjacielu- ostatnie słowo zabrzmiało fałszywie- zanim skażę cię na dożywocie w kopalni powiedz mi, dlaczego to zrobiłeś do ciężkiej cholery?
- A o co dokładnie chodzi, Koordynatorze??- Wiedział już, że resztę życia spędzi w kopalni to przynajmniej ostatni raz ponabija się z tego gnojka.
- Chodzi o twoją cholerną niesubordynację, o wycofanie floty, która miała przewagę nad wrogiem. O zniszczenie moich planów.
- Pańskich planów? – Jeśli miał lecieć na zesłanie to przynajmniej dowiem się, za co.
- Tak. Nie przywiozłeś ani kilograma surowców, nie zniszczyłeś wroga, pod twoim dowództwem straciliśmy niemal całe skrzydło bojowe i nie mamy za co go odbudować. W normalnych warunkach został byś na miejscu rozstrzelany. Niestety twoje decyzje sprawiły, że zostałeś bohaterem. Zupełnie nie wiem, dlaczego ale mniejsza z tym. Przynajmniej już nie zobaczę twojej mordy.- Koordynator nacisnął guzik na biurku- Straż. Wyprowadzić go.

Arion siedział w kwaterach pilotów. Obserwował tych wszystkich rekrutów, ich podniecenie, że po raz pierwszy polecą na prawdziwych maszynach. A on będzie nimi dowodził. Pociągnął wyk piwa. Ciekawe ile czasu upłynie zanim zorientują się, że te wszystkie brednie, które wbijają im do głowy, o ojczyźnie, o glorii zwycięzców, to tylko slogany. Że liczą się tylko surowce. Że dowództwo ma gdzieś ilu ich zginie. Ale on nie miał tego gdzieś. Admirał uratował jego dupę, teraz on postara się uratować dupy tym pilotom. On, dowódca klucza myśliwskiego, Arion Wishmaker.

poniedziałek, 20 maja 2013

Admirał III


Arion nerwowo zaciskał ręce na sterze. Mimo, że do tej pory jego skrzydło nie napotkało żadnego wrogiego statku, a bombowce systematycznie niszczyły obronę naziemną planety, miał złe przeczucia. Po raz kolejny spojrzał na ekran radaru. Blisko środka znajdowało się kilka kropek oznaczających jego skrzydłowych. Nieco niżej natomiast kilka większych kropek. To były cięższe statki bojowe z jego skrzydła. W pewnym momencie dostrzegł na monitorze cztery czerwone kropki, statki wroga. Znajdowały się w sporej odległości od jego myśliwca, więc radar nie był w stanie określić ich rozmiaru. Arion odruchowo włączył kamerę dalekiego zasięgu. Przez chwilę z niedowierzaniem patrzył na przekazywany obraz, po czym włączył komunikator dalekiego zasięgu.
-„Wędrowiec”, tu zielony siedemnaście, trzydzieści dwa. Na pozycji sto koma pięćdziesiąt dwa są…

… Cztery niszczyciele wroga. Admirał zaklął cicho. Miał przeczucie, że tak właśnie będzie.
No to zaczynają się schody, pomyślał.
-Skrzydła bojowe od jedenastego wzwyż mają udać się na te współrzędne. Mostek, pełna moc silników. Lecimy tam.

Dla Ariona zaczęła się bitwa. Wrogie niszczyciele trzymały się z boku robiąc miejsce krążownikom i okrętom wojennym. Jego klucz kierował się właśnie ku jednemu z nich, gdy Arion zobaczył dokładnie nad sobą kolejny wrogi krążownik. Niemal widział jak jedno z dział statku kieruje się dokładnie na jego myśliwiec i wypluwa z siebie strumień jonów. Zamknął oczy czekając na śmierć, ta jednak nie nadchodziła. Otworzył powoli oczy, myśliwiec dalej mknął przez przestrzeń. Arion odwrócił się i zrozumiał, za myśliwcem dostrzegł oddalające się szczątki sondy szpiegowskiej. W duchu podziękował kreatorowi za nowy system zmniejszania strat bojowych. Postanowił wykorzystać daną mu szansę. W komunikatorze usłyszał głos dowódcy klucza.
- Chłopcy, nasz cel jest na sto jedenaście, trzydzieści dwa. Mamy do rozwalenia okręt wojenny. Za trzy minuty robimy zwrot i zachodzimy go od dupy. Trzymać się mnie i bez odbioru.

Dowódca krążownika dziesięć, cztery spojrzał na ekran radaru, po czym wydał rozkaz
-Zwrot na dwadzieścia, siedemnaście, działa w gotowości. Pełna moc silników. Cel, grupa około trzydziestu myśliwców.
Nagle zobaczył na radarze coś dużego. Włączył kamerę, ustawił współrzędne i zaklął w duchu. To coś właśnie kierowało działa w jego stronę.
-Uwaga, alarm bojowy, zwrot dziewięćdziesiąt beta. Niszczyciel w nas mierzy.
Krążownik zaczął wykonywać manewr, gdy pociski niszczyciela przestrzeliły jego silniki. Na ekranie „Wędrowca” pojawiła się kolejna czerwona kropka.

niedziela, 19 maja 2013

Admirał II


ten fragment miał być w piatek ale przypadkiem skasowałem :P

Arion Wishmaker stał wśród innych pilotów i zafascynowany słuchał słów admirała. Potem krzyczał. Krzyczał długo i głośno. Po apelu piloci jego skrzydła poszli do kantyny po raz ostatni przed walką napić się syntetycznego piwa. Nie poszedł z nimi. Wiedział, że jego koledzy będą opowiadać o bitwach, w których wyszli cało i o maszynach, na których latali. Arion nie miał, co opowiadać. Dopiero kilka tygodni temu skończył dwadzieścia jeden lat, minimalny wiek by brać udział w wojnie a jego pierwsza bitwa miała dopiero nadejść. Siedział więc w pustej Sali i przeglądał swój staroświecki album ze zdjęciami. Były tam fotografie przedstawiające jego rodzinę; ojca, matkę, dwóch braci. Przewrócił stronę. Jego rodzinny dom, bliźniaczo podobny do wszystkich innych w okolicy, z małym ogrodem, w którym stała stara, metalowa huśtawka. Arion znów przewrócił kilka kartek. Zatrzymał wzrok na ostatnim zdjęciu. Stał tam razem z braćmi przed domem. On w nowym mundurze sił kosmicznych a oni w wytartych dżinsach i białych koszulkach.
- Piękne zdjęcia- usłyszał nagle za plecami – i jeszcze piękniejsze wspomnienia.
Arion gwałtownie odwrócił głowę. Widząc, kto za nim stoi, odruchowo stanął na baczność i zameldował
-Admirale, pilot Wiskmaker melduje…
-Spocznij żołnierzu. Nie możesz przecież mieć czegoś do zameldowania.
-Tak jest admirale. Przepraszam, to z przyzwyczajenia.
-Wiem. Pamiętam jeszcze jak sam czekałem na pierwszą bitwę – Admirał uśmiechnął się ciepło.
-Czy to aż tak widać panie admirale?
-Jasne, że tak. Dawno nie widziałem na tym statku nowego munduru, ale nie przejmuj się, każdy kiedyś zaczynał. Mogę zobaczyć te zdjęcia?- Admirał nagle zmienił temat
-Oczywiście admirale.
-Wiesz, urodziłem się w tym domu. To oznacza, że jesteśmy sąsiadami. I wiesz, co ci powiem, trzeba to oblać.

- Ustawić szyk i włączyć auto piloty, osiem godzin do celu. Niech nas opatrzność ma w opiece. Zakaz komunikowania się poza skrzydłem do odwołania.
Arion ustawił myśliwiec na pozycji, włączył pilota i usiadł wygodniej w fotelu. Już czuł napięcie przed walką, w symulatorach tego nie było. Nagle na pulpicie zamrugała zielona diodka komunikatora bliskiego zasięgu. Ktoś go wywoływał na częstotliwości skrzydłowej. Ż pewnym ociąganiem sięgnął do włącznika. Wiedział, o co chcą go zapytać, ale nie miał ochoty im odpowiadać.
-Co jest chłopaki?- rzucił lekkim tonem.
-Arion, do ciężkiej cholery, skąd ty znasz admirała?
Już chciał im powiedzieć, gdy wszyscy usłyszeli głos dowódcy
-Chłopcy, dostałem rozkazy. Będziemy eskortować czwarte skrzydło bombowe. Po sygnale rozpoczynającym odbijamy na pięćdziesiąt, dwadzieścia i dajemy czadu. Bez odbioru, chłopcy.

Admirał Foalooke spoglądał przez iluminator na zbliżającą się planetę. Oto nasz cel, pomyślał. Pomimo wciąż dużej odległości od planety dostrzegał białe kreski łańcuchów górskich i plamy oceanów. Wiedział, że wykona rozkaz, ale żal mu było tej pięknej planety. Oczami wyobraźni widział już spustoszenia wywołane przez atak, spalone lasy, zburzone miasta, pola zeszpecone lejami po pociskach. Dość sentymentów, pomyślał, trzeba zacząć działać.
-Ustawić wojskową siatkę, skrzydła zwiadowcze posłać, co osiemnasty południk, skrzydła bombowe z nimi. Pierwsze bojowe zostaje przy transportowcach, bojowe od drugiego do dziewiątego lecą w kierunku stoczni. Pozostałe skrzydła osłaniają bombowce. Bezzwłocznie informować o napotkanych siłach wroga. I niech Kreator czuwa nad nami, pomyślał w duchu.

poniedziałek, 13 maja 2013

Admirał, część I


Admirał Foalooke wszedł na pokład "Wędrowca", flagowego okrętu pierwszej floty arrakańskiej. Przed sobą miał dobrze znany pulpit kontrolny, kilkadziesiąt ekranów, które w czasie walki pozwalały mu "widzieć" każdy statek w przestrzeni. Na razie jednak wszystkie były wygaszone. Admirał włączył ekran, który pokazywał zdolność poszczególnych statków do walki. Jednolite zielone światło, które oświetliło jego twarz, podniosło admirała na duchu. Przymknął oczy i przypomniał sobie wczorajszą odprawę...

...A oto nasz kolejny cel. Widoczna na hologramie planeta to Kherra. Nasi szpiedzy donoszą, że jest dość silnie broniona, lecz pierwsza flota taktyczna powinna sobie z nią poradzić bez większych problemów
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze - pomyślał Foalooke
- Admirale Foalooke, co pan o tym myśli ?
- Z całym szacunkiem Koordynatorze- starał się by przy wymawianiu szarży nie prychnąć z pogardą - ta planeta to nie jest typowa, przepraszam za slang, farma. Widoczne na zbliżeniu struktury to dobrze rozbudowana stocznia. W połączeniu z silną obroną kosmiczną pozwala wysnuć wniosek, że jest to baza produkcyjna. I najprawdopodobniej nie jest to najważniejsza planeta hegemona - Martinez spojrzał w notatki - Juliusza dziesiątego
- Czyli Admirale podważasz wiarygodność naszego wywiadu?
- W żadnym razie Koordynatorze, proponowałbym jednak odłożyć atak i zebrać więcej danych o przeciwniku.
- To całkowicie zbędne. Pierwsza flota taktyczna to nasza chluba...
- Która leci w do ataku nie mając pojęcia, z czym będzie walczyć.
- ...więc ta misja nie stanowi dla niej zagrożenia. Wierzę, że da pan sobie radę...

...Wiara to dobra rzecz, ale pozostaje jeszcze odpowiedzialność. Odpowiedzialność za tysiące młodych ludzi, którzy teraz w glorii idą główną ulicą miasta w kierunku kosmodromu. Foalooke zastanawiał się ilu z nich wróci na Barrin, do domu. Oni to tym nie myślą, są przekonani, że hegemon nie pośle ich w nieznane. Jednak Admirał wiedział jak sprawa wygląda naprawdę. Że lecą do sąsiedniej galaktyki i nie wiedzą, co na niej zastaną. Wiedział też, że będzie dowodził wspaniałą flotą, ale to nie poprawiało jego nastroju. Martinez czuł się cholernie niepewnie.

Niecały miesiąc później admirał siedział w mesie oficerskiej „Wędrowca”. Spoglądał na sektor rekreacyjny gdzie piloci myśliwców spędzali czas gdzie ich maszyny tankowano kilka pokładów niżej. Dziś jednak nie zauważył nikogo, kto grałby w bilard, oglądał filmy czy ćwiczył na symulatorze. Wszyscy czekali na niego, czekali by poprowadził ostatni apel przed czekającą ich bitwą. Foalooke jednym haustem dopił drinka i wsunął kartę identyfikacyjną do czytnika. Kiedy wychodził na mównicę przed sobą widział setki twarzy zastygłych w oczekiwaniu. Przysunął mikrofon bliżej ust.
- Żołnierze – rozległ się jego głos- nadszedł czas by sprawdzić w boju wasze umiejętności, by przekonać się ile nauczyliśmy się w akademii. Za czterdzieści osiem godzin osiągniemy nasz cel, planetę, o której nie słyszeliście, której nie widzieliście. Zdobądźmy ją ku chwale Arrake!
Sektor rekreacyjny rozbrzmiał krzykiem tysięcy głosów. Foalooke oczami wyobraźni widział jak podobne okrzyki rozlegają się na pozostałych okrętach jego floty. Jedynie admirał nie do końca wierzył w to, co mówił.

poniedziałek, 6 maja 2013

Młody logistyk słucha I


Ostatnio było o sprzęcie muzycznym, więc teraz o tym co dzięki niemu można usłyszeć. Dziś piosenka której możecie nie znać a która za pierwszym razem wgniotła mnie w ziemię.


Jeżeli wszystko się uda to w niedzielę będzie kolejna notka z jakimś tekstem

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

O zgubnych skutkach oszczędności

Dzisiejsza notka zaczyna drugą linię bloga – takie moje luźne przemyślenia.

Zacznijmy od tytułu, prawda, że nieco kontrowersyjny? Ale jakże prawdziwy w moim wypadku :P ale zacznijmy od początku, a początkiem była muzyka. Mój mały laptopek ma dwa głośniczki, jak to w laptopkach bywa małe, ciche i ogólnie takie sobie. Jak chciałem coś głośniej posłuchać to podpinałem słuchawki i jakoś poszło. Ale…

… jakiś czas temu, u mojej paskudy, zorientowałem że jej laptop ma głośniki całkiem przyzwoite. I (w męskim dążeniu to zdobycia przewagi) postanowiłem wzmocnić mój sprzęt grający. Ponieważ stara moja wieża HI-FI już ledwie zipie ogołociłem ją z głośników a przy okazji przeprowadzki wyciągnąłem z garażu to



Przez chwilę poczułem się jak hipster stawiając na biurku ten PRLowy towar eksportowy. Parę kabelków później laptop i komórka połączyły się w jedność. I muszę powiedzieć że...
Brzmi jak jeszcze nigdy. Ale pojawił się zgrzyt. Poszaleć z głośnością mogę tylko gdy jestem sam w domu, w innych przypadkach rodzina robi mi intro z „Black or White” Jacksona. W pozostałych przypadkach zostają mi poczciwe słuchawki. I dochodzimy do pointy. Oszczędnościowe zakupy sprawiły, że teraz muszę kupić jakieś porządne słuchawki. Chyba że znajdę jakieś w garażu…

sobota, 16 lutego 2013

Barrin 4 - Epilog

Przez następne kilka minut Kapitan Alistair słuchał, co wydarzyło się podczas ostatniej zmiany. Flacha się nie odzywał bo nie udało się go obudzić, więc Anton wyrecytował listę usterek, które udało mu się naprawić, a następnie części, które będzie potrzebował w najbliższym czasie. Po odprawie wspólnymi siłami zanieśli Flachę do transportowca. Gdy stary statek zmienił się w kolejny jasny punkcik na tle czerni kosmosu, kapitan odwrócił się do nowego podwładnego i zaproponował chwilę relaksu przed pracą. Wsiedli do windy i przejechali dwa piętra, do strefy relaksacyjnej. Gdy przed Arturem otworzyły się drzwi, znieruchomiał z wrażenia. Przed nim rozpościerał się najpiękniejszy ogród, jaki w życiu widział. Pod wielką przeźroczystą kopułą w kształcie ćwiartki sfery odtworzono zbocze wzgórza. Rosło na nim kilkadziesiąt gatunków drzew, od ziemskich sosen karłowatych, po bardzo rzadkie barrińskie igłowce. Pomiędzy drzewami rosło wiele mniejszych krzaków, wśród których ustawiono ławki, altany i marmurowe fontanny. Gdzieniegdzie, ukryty wśród zieleni stał automat z przekąskami lub napojami. Do wszystkich tych miejsc prowadziły wysypane drobnymi kamykami ścieżki, przecinające soczyście zielony trawnik białymi kreskami, Artur nie mógł uwierzyć, że całą, kilkuset metrowa powierzchnię pokrywała naturalna trawa! Do tego w strefie słychać było świergot prawdziwych ptaków, które wesoło skakały po gałęziach drzew lub latały pod kopułą. To wszystko było wspanialsze i bardziej okazałe niż strefy relaksacyjne na pierścieniu okołoziemskim! Kapitan widząc zachwyt w oczach Artura uśmiechnął się przyjaźnie.
- Chyba ci się tu spodoba.

Tymczasem, w czeluściach sekcji magazynowej myszkowało kilkadziesiąt niewielkich zwierząt. Podczas zamieszania, związanego z chwilowym brakiem światła, uciekły z kontenera przywiezionego przez Greviara i teraz systematycznie szukało przejścia do strefy mieszkalnej.

środa, 13 lutego 2013

Barrin 4 - część dziewiąta

Alistair i Artur weszli do brudnego korytarza prowadzącego do głównej dyspozytorni kapitan kroczył dumny i wyprostowany. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, odetchnął głęboko i przeczesał długie, siwe włosy. Miały lekko złotawy kolor, który sugerował że kapitan był w młodości blondynem.
- Młody, muszę przyznać, że masz jaja – powiedział zapalając fajkę – zadzierać z najgroźniejszym przemytnikiem w promieniu dziesięciu skoków, choć pewnie nie miałeś pojęcia…
- To byli przemytnicy! – Krzyknął nagle Artur, podrzucając Lorda Persivala w powietrze. Kot wylądował zwinnie, miauknął gniewnie i uciekł w głąb korytarza.
- … kim oni są. Owszem, najprawdziwsi. – dokończył spokojnie kapitan zapalając fajkę staromodną zapalniczką.
Artur spojrzał na nią z zachwytem. Był to bardzo stary, bogato rzeźbiony model, jeden z ostatnich wykonanych z prawdziwego srebra i zasilanych naturalną benzyną. Takie cacuszko musiało kosztować fortunę.
- Ale przecież – odezwał się Artur gdy już oderwał wzrok od mechanizmu. – trzeba to zgłosić!
- Musiałbym zgłaszać niemal każdy cumujący tu statek. – mruknął kapitan wypuszczając kłąb dymu.
- Czyli nic pan nie zrobi?
- Zanim odpowiem ci na to pytanie, musisz mi powiedzieć czy jesteś łajzą czy spryciarzem? – Kapitan spojrzał wymownie na Artura- choć już raczej znam odpowiedź.
- Ktoś mnie już o to pytał, ale, mimo że słyszę to pytanie drugi raz to nadal go nie rozumiem.
- Jak pewnie zauważyłeś ta stacja leży z dala od głównych tras komunikacyjnych – zaczął kapitan mentorskim tonem. – Generalnie, na służbę trafiają tu dwa rodzaje ludzi. Pierwsi z nich zostają tu wysłani przez przełożonych, jeśli nie wytrzymują tempa na większych stacjach. Mogą też sami prosić o przeniesienie, jeżeli szukają odrobiny spokoju, a nie chcą zmieniać zawodu. Ich nazywamy łajzami. Drugi rodzaj, cwaniacy, chcą tu się dostać za wszelką cenę i rozkręcić mały biznes na kontrabandzie. A więc Arturze, podejrzewam, że jesteś łajzą, czy mam rację? - Artur, po chwili namysłu, smutno kiwnął głową. Widząc ten gest kapitan pokręcił głową – Ależ absolutnie nie ma się czego wstydzić. Każdy dostaje tu czego chce. Mogę cię zapewnić, że jeżeli pragniesz spokoju to będziesz go miał aż za dużo.
Tak rozmawiając doszli do centralnej dyspozytorni. Mężczyzna, którego Artur zobaczył tu wcześniej wciąż spał. Obok niego stał spotkany wcześniej chudy blondyn i…
- Pracuje tu kolorak!- Artur spojrzał zafascynowany na niewielką istotę – zawsze chciałem któregoś spotkać!
- To na akademii żaden nie wykłada?- Kapitan spojrzał zdziwiony na Artura.
- No skąd, ziemia leży ponad czterdzieści skoków od ich rodzinnej planety – Artur spojrzał na kapitana ze zdziwieniem – A koloraki źle znoszą podróże przez bramy, powinien pan o tym wiedzieć.
- Kolorek, to prawda? – Kapitan podrapał się po głowie – bo jakoś nigdy nam o tym nie mówiłeś.
- Ja jestem nietypowy, bo nie choruję po skokach – rozległ się syntetyczny głos Kolorka – ale nie lubię latać daleko na urlop.
- No popatrz, człowiek się całe życie uczy! – roześmiał się kapitan. – No to Kolorka już znasz, ten wysoki chudzielec to Anton, nasz mechanik.
Przedstawiony blondyn wstał i podał Arturowi rękę.
- Łajza czy cwaniak?- zapytał kolejny raz.
- I tu muszę dopowiedzieć – wtrącił się Kapitan – że nasz Anton jest trochę specyficzny. Jeżeli zada ci pytanie, to musisz na nie odpowiedzieć, bo nie powie nic więcej. Ponadto, jeżeli odpowiedzi na kolejne pytania będą sprzeczne, to obrazi się i nie odezwie przez jakiś tydzień.
- Cześć Anton – Artur uścisnął wyciągniętą dłoń – i odpowiedź brzmi; łajza.
Mechanik i kapitan uśmiechnęli się i prezentacja została wznowiona.
- Ten obdartus śpiący na krześle to Flaszka- wskazał ręką chrapiącego mężczyznę – Świetny człowiek o ile nie ma kaca albo nie jest pijany. W zasadzie to tyle na razie, resztę załogi poznasz w trakcie służby. A teraz wybacz, muszę zrobić przekazanie zmiany.

sobota, 9 lutego 2013

Barrin 4 - część ósma

Alistair dobiegł do głównej bramy sekcji magazynowej, gdy usłyszał stłumiony odgłos strzału. Cholera, nie zdążyłem - pomyślał zrezygnowany - Teraz dopiero zaczną się kłopoty. Mimo to otworzył wrota.
- Do ciężkiej cholery – ryknął dając upust frustracji – nie ruszać się kurwie syny! Jeżeli ktoś głębszy oddech weźmie to wyrzucę go w kosmos w puszce po akadyrskim serze! – Jego głos jeszcze przez chwilę dudnił w wielkiej, wypełnionej kontenerami hali.
Klnąc pod nosem zaczął się wspinać na platformę przy najwyższej linii kontenerów. Gdy stanął na najwyższym podeście, odwrócił się i zobaczył trzech skamieniałych z przerażenia ludzi zaczął się śmiać.

Lord Persival Antonus de Blue II był znudzony. Chodzenie po kładkach i skakanie pomiędzy tymi wielkimi pojemnikami szybko mu zbrzydło. Usadowił się więc na jednym z kontenerów i zapadł w sen. Co chwilę jakiś człowiek hałasował ale Lordowi Persivalowi nie chciało się zwracać mu uwagi. Kiedy jednak ktoś zaczął chodzić w pobliżu kontenera na którym drzemał, postanowił zareagować. Podszedł do krawędzi i wyniośle spojrzał w dół. Dostrzegł swojego karmiciela i dwóch obcych ludzi. Jeden z nich trzymał wyciągniętą przed siebie rękę. Lord Persival nie mógł zignorować tak jawnego zaproszenia do zabawy.

Gdy Artur zobaczył wycelowaną w siebie broń zaczął gorączkowo myśleć, co ma zrobić. W końcu zwyciężył instynkt. Gdy Amant podnosił broń, Artur z całych sił pociągnął drzwi kontenera, chcąc zapewnić sobie chwilową osłonę. Zapomniał jednak, że stoi w kałuży oleju. Zamiast ukryć się za drzwiami, przewrócił się i zakrył głowę rękami. Padł strzał, i Artur ze zdziwieniem stwierdził, że jeszcze żyje. Spojrzał w kierunku stopni na inne poziomy. Amant i stojący za nim oficer leżeli na ziemi i walczyli z Lordem Persivalem! Artur nie zamierzał marnować okazji, podniósł się na kolana i nie bacząc na śliski płyn próbował wstać. Nagle usłyszał świdrujący dźwięk z wnętrza otwieranego kontenera i niemal w tym samym momencie w całym magazynie rozległ się donośny ryk.

- Ależ naprawdę nie musicie wstawać na mój widok. – Alistair podszedł do Amanta walczącego z kotem i podniósł pistolet – Greviar, wyjaśnij mi proszę, dlaczego strzelasz do mojej załogi?- Zwrócił się do chudego oficera.
- Złamał postanowienie układu – syknął chudzielec – miałem prawo go zastrzelić…
- Nie Greviar – Alistair zabezpieczył pistolet i wsadził go za pas munduru –przyleciałeś pięć godzin wcześniej, więc miałeś OBOWIĄZEK najpierw zatrzymać procedurę a potem wezwać mnie - Kapitan stacji pomógł wstać Arturowi a następnie błyskawicznym ruchem złapał Lorda Persivala – To, że wyciągnęliście tu broń, jest jawnym złamaniem zasad układu, wobec – Alistair zamyślił się przez chwilę – drobnego pogwałcenia przez niewtajemniczonego. Greviar, myślałem, że masz więcej honoru…
- Odwal się od mojego honoru – chudy oficer poczerwieniał z gniewu – co proponujesz?
Kapitan Alistair już otwierał usta by mu odpowiedzieć, gdy w całym magazynie niespodziewanie zgasło światło.
- Niech nikt się nie rusza – powiedział stanowczym głosem- za kilka sekund włączy się oświetlenie awaryjne. – Jednak pierwsze lampy zapaliły się dopiero po minucie, a po dwóch oświetlenie wróciło do normy -Wracając do tematu, Greviar- Alistair oparł się o barierkę – moja propozycja jest następująca; plombujemy kontener, zapominamy o sprawie, a za milczenie w sprawie złamania zasad dorzucasz nam trzy opakowania, które ja wybiorę.
- Alistair, czy cię pogięło? – skrzywił się Greviar – za tę prowokację to powinienem jeden odjąć od normalnej stawki. Poza tym – sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej niewielkiego pilota – wiesz, że jeżeli nacisnę ten guzik to moja załoga będzie tu w przeciągu dwóch minut…
- A wiesz że jeżeli ja nacisnę ten guzik – Alistair wyciągnął nieco większego pilota i położył palec na dużym czerwonym przycisku – włączę alarm przeciw pożarowy i przez najbliższe osiem godzin nie opuszczą strefy relaksacyjnej. Oficerowie zmierzyli się wzrokiem.
- Blefujesz- Greviar przerwał milczenie.
- Sprawdź mnie – wzruszył ramionami Alistair – poza tym, co zyskasz, że będzie tu cała twoja załoga? Pozabijasz nas? Obaj wiemy, że to byłby twój koniec.
- Dobra – Greviar schował pilota do niewielkiej kieszonki przy pasie – dwa kontenery i zapominamy o sprawie.
- Stoi. No młody – Alistair zwrócił się do Artura – wstawaj z tej podłogi. Taka poza nie przystoi absolwentowi Akademii.
Artur zaczerwienił się i pośpiesznie wstał. Próbował stanąć tak żeby szpecąca jego biały mundur, wielka brązowa plama była jak najmniej widoczna.
- No to skoro sprawa załatwiona – Alistair spojrzał na niewielki czytnik danych – Greviar, wyładuj mi siedemnasty i osiemdziesiąty pojemnik, my tymczasem pójdziemy uporządkować mundur naszego nowego towarzysza. – rzucił z uśmiechem podając Arturowi wyrywającego się Lorda Persivala.

środa, 6 lutego 2013

Barrin 4- część siódma

Kolorek i tym razem nie odpowiedział. Zamiast tego podniósł się z fotela i skierował się do maszynowni.
- Może uda mi się na szybko coś połatać – powiedział mijając Alistaira.
Mimo starań Kolorka statek leciał do stacji jeszcze ponad piętnaście minut. W chwili, gdy śluza została uszczelniona kapitan Alistair wyskoczył z niej, jak z procy i pognał w stronę sekcji magazynowej. Kolorek wyszedł spokojniej i zaczął szukać reszty załogi.

W tym czasie Artur czytał szczegółowy list przewozowy, opisujący zawartość pierwszego kontenera.
- Dobrze- mruknął – teraz chcę zobaczyć pojemnik numer dziewięćdziesiąt osiem.
Amant posłusznie wstukał numer na podręcznym terminalu. Po kilkunastu sekundach wewnętrzny system przeładunkowy przesunął żądany pojemnik na przód kontenera. Numer dziewięćdziesiąty ósmy miał standardową objętość jednego metra sześciennego i według dokumentu zawierał olej mirydowy, bardzo drogi i ekskluzywny składnik perfum, modnych wśród ziemskiej arystokracji. Artur podniósł wieko i jego oczom ukazały się rzędy fiolek wypełnionych jasno różowym płynem. Zwykle taka kontrola wystarczała, ale Artur chciał pokazać tym ludziom kosmosu, że poważnie podchodzi do obowiązków. Zablokował klapę w pozycji otwartej otworzył boczną ścianę pojemnika. Dolne warstwy były również wypełnione tackami pełnymi fiolek. Artur wyciągnął niedużą latarkę i skierował snop światła w głąb pojemnika. Nie zauważył nic podejrzanego. Uspokojony zamknął pojemnik i pozwolił mu wjechać do środka kontenera. Następnie zamknął i zaplombował główny kontener.
- Czy to już wszystko? – zapytał chudy oficer.
- Tak, ten kontener jest w porządku – odpowiedział Artur i skierował się w stronę schodów – teraz sprawdzę wyrywkowo drugi.
Nie zauważył, że Amant znów sięga ręką do kabury, jednak przerywa ten ruch pod wpływem karcącego wzroku swojego oficera. Pewnie wspiął się na kładkę wiszącą 4 metry wyżej, na poziomie kolejnego rzędu kontenerów. Zaczął iść w stronę drugiego kontenera ściągniętego z „Lancelota” gdy usłyszał głos Amanta.
- Młody, jesteś pewien że nie chcesz porozmawiać z kapitanem tej bazy przed otwarciem kontenera?
- Jestem pewien – Artur wzdrygnął się na określenie go „młodym”- że kapitan skończył wachtę, i nie ma powodu żeby zawracać mu głowę rutynową kontrolą. – Otrząsnął się gniewnie. Jak oni mogą rozkazywać absolwentowi Akademii Kosmicznej? – Mogę panów zapewnić, że wszystko odbędzie się zgodnie z procedurami.
- W to nie wątpię – Mruknął Amant wchodząc na pomost, tuż za nim pojawił się kapitan „Lancelota”- Powiedz mi, czy to twój pierwszy przydział?
Artur zarumienił się lekko i spuścił wzrok. Przed kontenerem, do którego zmierzał, na podłodze rozlany był jakiś płyn. Kolejny objaw niedbalstwa, którym trzeba będzie się zająć, pomyślał sobie.
- Owszem – odpowiedział nieco niepewnie – jednak zostałem starannie przygotowany do pełnienia wszystkich swoich funkcji. – podszedł do odpowiedniego kontenera i wystukał kod autoryzacyjny na niewielkim panelu – Znam i przestrzegam wszystkich procedur wymaganych przez prawo kosmiczne – Położył rękę na uchwycie otwierającym wielkie drzwi kontenera gdy usłyszał ciche kliknięcie. Amant mierzył do niego z pistoletu.
- W to nie wątpię – powiedział spokojnym głosem – szkoda że nie zdążysz się nauczyć że w książkach nie ma wszystkiego co potrzebne do życia. Żegnaj mały – rzucił podnosząc broń i ciągnąc za spust.

niedziela, 3 lutego 2013

Organizacyjnie

Witam Szanownych Czytelników

Pierwsza sprawa, chciałem przeprosić że blog ostatnio podumarł był, kilka dni totalnego piekła w pracy.

Druga sprawa, korekta pierwszej opowieści już jest zakończona, także od środy, przynajmniej przez dwa trzy tygodnie będę utrzymywał regularność notek. W każdą środę i sobotę będzie pokazywać się nowa porcja tekstu. Aby nie wpłynęła na to praca moja jutro ustawię automatyczne wstawiane notek.

Sprawa trzecia. Publikacja pierwszej opowieści skończy się za jakieś 2-3 tygodnie. I teraz drodzy czytacze stawiam wam pytanie- co dalej?

Możliwości są trzy. Po raz, kontynuujemy historię.
Po dwa primo wrzucamy opowieść z innego uniwersum, osadzoną w teraźniejszości i dotyczącą wymyślonych przeze mnie pseudo wampirów
Po dwa bis - inna historia to to samo uniwersum co wyżej ale historia toczy się ok 200 lat później.

Na propozycje czekam do końca publikacji pierwszej historii.

Bywajcie!!

wtorek, 22 stycznia 2013

Barrin 4 - część szósta

Artur wyszedł z dyspozytorni w poszukiwaniu automatu rozładunkowego. Znalazł go we wnęce przylegającej do zewnętrznej ściany magazynu. Automat przypominał wielkiego humanoida, poruszał się na czterech teleskopowych nogach, a jego ramiona tworzyły wielką ramę, w którą łapał kontenery i ustawiał je w wyznaczonych miejscach. Artur przyglądał mu się zafascynowany. To był Agros, robot drugiej generacji, którego do tej pory widział tylko raz, w muzeum. Zabytek techniki miał jednak jedną zaletę, która w obecnej sytuacji pozwoli Arturowi zachować twarz – sterowanie ręczne. Młodzieniec wdrapał się do kokpitu, dokładnie zamknął za sobą właz i uruchomił konsolę centralną. Niewielką kapsułę wypełniło zielone światło. Choć jedna rzecz jest sprawna, pomyślał Artur, mocując koła znajdujące się w „stopach” robota w szynach biegnących na zewnątrz stacji i wyprowadzając maszynę w przestrzeń kosmiczną. Przez chwilę sprawdzał jak reaguje na komendy i przystąpił do rozładunku. Odczepienie od statku i przeniesienie do magazynów dwóch kontenerów zajęło mu dwadzieścia minut i kosztowało wiele nerwów. Na szczęście nogi zaczęły mu się trząść dopiero, gdy opuścił maszynę i zamknął za sobą śluzę. Gdy wrócił do dyspozytorni dwaj członkowie załogi „Lacelota” byli wyraźnie zniecierpliwieni.
- No wreszcie jesteś – przywitali go – to teraz jeszcze szybko uzupełnimy zapasy i my też idziemy wypocząć.
- Chwilkę – przerwał mu Artur – muszę jeszcze sprawdzić zawartość kontenerów.
- Jesteś tego pewien? – kosmonauci spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Tak, to standardowa procedura – Artur minął ich i wyszedł na korytarz.
- Zostaw, jeszcze zdążymy.- Oficer położył dłoń na ramieniu Amanta, który już sięgał po broń.

Kapitan Alistair ze złości rzucił słuchawkami komunikatora o ścianę sterowni.
- Czemu nikt tego nie naprawił?! – krzyknął – Kolorek, czy ta beczka może lecieć szybciej?
Kolorak na ułamek sekundy zrobił się czerwony, a następnie jeszcze kilkakrotnie zmienił kolor.
- Jeżeli ktoś naprawiłby silnik to mógłby – przetłumaczył translator – Ale jakoś nikt nie miał czasu a potem pan kapitan się przyzwyczaił. – Kolorak znieruchomiał na chwilę i znów zamigotał – Tak samo jak do zepsutego komunikatora, niesprawnej grodzi w…
- Tak, wiem – przerwał mu Alistair – tylko że teraz wszyscy możemy za to beknąć.
- Co kapitan mieć na myśli? – mimo że prace nad translatorami dla koloraków trwały już kilkadziesiąt lat, te wciąż nie były doskonałe.
- Pamiętasz że na naszej zmianie miał przylecieć nowy rekrut, zaraz po akademii – kapitan oparł głowę na dłoniach.
- Tak. – potwierdził kolorak.
- I pewnie wiesz, że zaraz potem miał przylecieć Greviar na „Lancelocie”
- Tak.
- Problem w tym, że oba statki już wylądowały, a na zmianie są tylko Flacha i Anton.
- Nadal nie rozumiem, w czym problem? – beznamiętnie odpowiedział kolorak.
- Flacha pewnie leży gdzieś nawalony pod korek a wiesz, jakie Anton ma… problemy komunikacyjne. – Kapitanowi odpowiedziało milczenie- Kolorak do cholery, ten młody jest jedynym człowiekiem na stacji zdolnym do jakiś działań! I pewnie będzie chciał przeprowadzić procedurę zgodnie z regulaminem!

czwartek, 10 stycznia 2013

Barrin4 - część piąta

W tym samym czasie Artur próbował znaleźć drogę do śluzy numer jeden. Co chwilę napotykał na zablokowane drzwi i był coraz bardziej zdenerwowany. Gdy po kilku minutach błądzenia zdołał wrócić do strefy magazynowej „Lancelot” był kilkaset metrów od bazy. Zdyszany Artur wbiegł do dyspozytorni gdy statek rozpoczynał dokowanie. Oficer nerwowo poprawiał mundur obserwując jednostkę przez wizjer. W odróżnieniu od „Królowej Andromedy” ten transportowec był bardzo zadbany. Długi na dwadzieścia metrów statek był ciemno szary, a na frontowej szybie, przy śluzie namalowano ogromny miecz. Artur pierwszy raz widział taki malunek na statku. Kiedy odbywał praktyki na Pierścieniu, olbrzymiej stacji kosmicznej położonej na orbicie ziemskiej, widywał jedynie standardowe, biało niebieskie statki Kompanii Transportowej, do bólu identyczne. Właśnie przypatrywał się szczegółom jelca, gdy usłyszał przeciągłe miaukniecie, mocno zniekształcone przez pogłos panujący na magazynie. Oficer rozejrzał się. Cholera jasna, pomyślał, nie opuszczę teraz stanowiska. Lord Persival musi sam dać sobie radę. Komputer zakomunikował zakończenie dokowania, Artur ostatni raz sprawdził mundur i zezwolił na otwarcie drzwi.
- Witam na pokładzie stacji przeładunkowej „Barrin 4”, nazywam się Artur Kamasan i będę państwa oficerem prowadzącym podczas pobytu na stacji.- wygłosił oficjalnie przywitanie którego nauczył się jeszcze na pierwszym roku studiów w Akademii.
- O ja cię, nowy!- Usłyszał w odpowiedzi. Z półmroku śluzy wyłoniło się kilku mężczyzn. Na przedzie stał dość wysoki i przeraźliwie chudy mulat, ubrany w jednolicie czarny mundur z naszywką kapitana na ramieniu – A gdzie Kameleon?
- Obawiam się że reszta załogi jest… - Artur zawahał się przez chwilę – eee… niezdolna do służby. Dołożę wszelkich starań by państwa pobyt upłynął bez kłopotów i w miłej atmosferze.
- No to mamy szczęście, że na ciebie trafiliśmy – reszta załogi zarechotała – dobra, koniec żartów. Ja z Amantem zostaję, reszta ma wolne.
Sześciu mężczyzn i jedna kobieta skinęło głowami i ruszyło w głąb stacji. Artur chciał ich zatrzymać ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Po chwili został przy śluzie z chudym oficerem i człowiekiem nazwanym Amantem. Był on całkowicie inny od swojego dowódcy. Niski i mocno zbudowany, z potarganymi mocno przerzedzonymi włosami. Dawno temu musiał złamać sobie nos, który zrósł się krzywo tworząc dorodny garb. Artur zaczynał rozumieć pseudonim kosmonauty. Cała trójka przeszła do znajdującej się poziom wyżej dyspozytorni.
- Dobra mały – oficer położył na blacie trzy czerwone karty danych – tu masz dokumenty transportowe, numery kontenerów i zapis trasy. Do ściągnięcia jest jedynka i czwórka. Potem potrzebujemy uzupełnienia zapasów.
Artur odwrócił terminal w swoją stronę i uruchomił go. Żeby tylko nie miał ustawionego hasła, prosił w duchu.
- Szlag – wyrwało się Arturowi, gdy terminal poprosił go o wpisanie hasła.
- Jakieś problemy?- Zapytał Chudzielec pochylając się nad blatem.
- Drobny błąd oprogramowania – szybko odpowiedział Artur – Chwila cierpliwości i będzie załatwione.
Artur wpisał jako hasło klucz dający dostęp do ustawień systemu. Kolejno otwierał okna szukając opcji, która pozwoliłaby mu wykorzystać sztuczkę z akademii. Po czterdziestu sekundach znalazł. Wrócił do głównego ekranu, wpisał hasło i zalogował się do systemu. Uśmiechnął się do załogi „Lancelota” i wsadził czerwone karty do odpowiednich czytników. Terminal automatycznie załadował i wyświetlił ich zawartość. Nagle rozległ się dość głośny trzask i przeciągłe miauknięcie. Amant i oficer w ułamku sekundy przylgnęli do ścian dyspozytorni i z ukrytych kieszeni wyciągnęli pistolety termiczne.
- Co to było? - krzyknął oficer.
Artura zamurowało, dopiero po trzech sekundach zdołał wykrztusić;
- To… to… mój kot, uciekł mi i schował się między kontenerami.
Piloci spojrzeli na siebie, kiwnęli głowami i schowali broń. Amant podszedł jednak do okna i obserwował magazyn. Artur przeczytał informacje o ładunku i trasie „Lancelota”. Na jednej karcie zaczął nagrywać dane potrzebne do następnego skoku przez bramę, drugą przełożył do przenośnego terminala.
- Wygląda na to że wszystko w porządku – przekazał trzecią kartę oficerowi. – Teraz zajmę się rozładunkiem. Przypominam że na czas wykonywania operacji, grawitacja w części magazynowej zostanie wyłączona- Uruchomił program sterujący maszyną do przeładunków, wpisał odpowiednie komendy i zatwierdził. Nic się jednak nie stało- Czy cokolwiek tutaj działa – mruknął a głośno powiedział – najmocniej przepraszam, mamy kolejną małą awarię. Będę musiał to sprawdzić.

wtorek, 8 stycznia 2013

Barrin4 - część czwarta

Po kilku minutach błądzenia brudnymi i ciemnymi korytarzami Artur dotarł do dyspozytorni. Było to duże pomieszczenie, gdzie załoga stacji sprawdzała dokumentację, nadzorowała magazyny i sterowała przeładunkami statków. W dwóch okręgach stało kilkanaście terminali, podłączonych do centralnego komputera, jednak wszystkie były wyłączone. Panującą w sali ciemność rozjaśniał jedynie jeden włączony ekran w przeciwległym krańcu sali.
-Halo! – krzyknął Artur - Jest tu kto?
Odpowiedziała mu cisza. Szlag, pomyślał zaskoczony, ta stacja jest chyba opuszczona, jestem tu tylko ja i ten dziwak z korytarza. O co tu chodzi, do… Rozważania przerwało Arturowi donośne chrapnięcie. Zaskoczony zaczął iść w stronę zapalonego monitora, ostrożnie omijając blaty i krzesła. Był już niemal przy stanowisku gdy zobaczył że przy stoliku ktoś siedzi, a właściwie leży wyciągnięty na wysokim fotelu. Mężczyzna był gruby i zarośnięty, ubrany w poplamiony mundur, a w ręku trzymał butelkę jakiegoś cuchnącego płynu. W słabym świetle Artur nie mógł dostrzec więcej szczegółów. Delikatne piknięcie zwróciło jego uwagę na monitor. Leciał na nim film przeznaczony wyłącznie dla dojrzałych widzów. Artur wyłączył go i zobaczył uruchomiony program zarządzający ruchem okrętów wokół stacji. W centrum lekko zielonej mapy kosmosu, niebieskim kolorem zaznaczono stację. Wokół niej, zaznaczonych również na niebiesko, znajdowało się kilka par wrót. Na mapie znajdowała się też jedna czerwona kropka. Statek transportowy „Lancelot”, który powoli zbliżał się do stacji. Piknięcie powtórzyło się i na ekranie pojawił się komunikat; Okręt klasy Delta, „Lancelot” prosi o podanie numeru śluzy rozładunkowej. Artur wpadł w panikę. Potrząsnął śpiącym mężczyzną za ramię, ale jedyną reakcją było głośne chrapnięcie i upadek butelki na ziemię. Na monitorze czerwona kropeczka powoli, ale nieubłaganie zbliżała się do bazy. Artur rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz nigdzie nie znalazł czegokolwiek przypominającego interkomu, znów spojrzał na monitor i podjął decyzję. Uruchomił aplikację komunikacyjną i kazał przycumować „Lancelotowi” do śluzy numer jeden. Już on im wszystkim pokaże, co potrafi absolwent Akademii Kosmicznej.

Wewnątrz sfery tworzonej przez bramy, znajdowała się jeszcze jedna stacja kosmiczna. Od „Barrina 4” dzieliła ją odległość kilkuset kilometrów. Była to bardzo stara konstrukcja, z czasów pionierskich wypraw kosmicznych. Zapewniała miejsce do życia i pracy dla dwudziesto osobowej załogi i pozwalała zmagazynować kilkanaście standartowych kontenerów. W chwili obecnej służyła za sypialnię dla załogi „Barrina 4”. Ciszę w jednaj z kajut przerwały ciche akordy gitary elektrycznej. Po kilku sekundach dołączyła do niej energiczna perkusja i druga gitara. Gdy wokalista zaczął śpiewać Kapitan Alistair wyłączył budzik. Przeciągnął się, podrapał po bujnej brodzie i sięgnął po terminal. Ziewnął przeciągle przeglądając informacje z sąsiednich stacji, jednak wstając z koi postanowił rzucić okiem na rejestr cumowań. I obudził się momentalnie. Na „Królowej” przyleciał nowy, pomyślał, na zmianie są Anton i Flacha. Zaraz przycumuje „Lancelot”. Cholera, jeśli się pośpieszy to może uda się uratować nowego rekruta.
- Kolorek – rzucił w interkom – zbieraj macki i za pięć minut widzę cię w transporterze. Mamy kryzys.
- Czy powie pan coś więcej, czy mam się domyślać?- w komunikatorze rozległ się syntetyczny głos.
- Powiem ci jak wystartujemy. Sprężaj się!
Pięć minut później od niewielkiej stacji odłączył się nieduży statek. Był to zmodyfikowany transportowiec klasy Omega. Dano mu mocniejszy silnik, zdemontowano uchwyty mocujące kontener i skrócono dysze silników pomocniczych. Ta maszyna miała już do końca istnienia wozić załogę pomiedzy sypialnią a stacją „Barrin 4”. Tym razem w środku znajdowały się dwie istoty. Kapitan Alistair, ze wzrostem dwustu ośmiu centymetrów, był prawdopodobnie najwyższym człowiekiem w kosmosie. Na początku kariery sprawiało mu to masę kłopotów. Do akademii Kosmicznej zdał za trzecim podejściem, kiedy w końcu udało mu się przekonać komisję, że jest w stanie spać w standardowej koi i korzystać ze standardowego prysznica. Kiedy jednak został kapitanem stacji, i jego pensja znacznie wzrosła kazał sobie zrobić sprzęty wydłużone o trzydzieści centymetrów. Niestety nic nie mógł poradzić na wymiary drzwi i przejść, więc niemal zawsze chodził lekko zgarbiony, a każde drzwi pokonywał bokiem. Drugą istotą był Kolorek. Kolorek miał niecałe osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, poruszał się na sześciu mackach, i był przedstawicielem pierwszej inteligentnej rasy, napotkanej przez ludzi w kosmosie. Rasa ta, zwana potocznie Kolorakami, niczym kameleony potrafiła zmieniać barwę całego ciała by wtopić się w otoczenie. Koloraki posiadały również wiele innych zadziwiających cech. Potrafiły zmieniać kształt tułowia, wydłużając go czy spłaszczając, a także regulować długość i ilość kończyn. Były również głuche, a komunikowały się zmieniając kolor ciała w niewielkim obszarze pomiędzy oczami. Ten sposób komunikacji jest niemożliwy do opanowania dla człowieka, dlatego szybko opracowano translator, zamieniający kombinacje kolorów na dźwięki i odwrotnie.

niedziela, 6 stycznia 2013

Barrin4 - Część trzecia

Artur opuścił „Królową Andromedy” przez jedną ze śluz postojowych umieszczoną w sekcji mieszkalnej stacji. Był szczęśliwy, że w końcu opuścił to zatęchłe, małe wnętrze i brudnych, śmierdzących ludzi. Gdy jednak rozejrzał się po korytarzu przypomniało mu się stare ziemskie przysłowie „z deszczu pod rynnę”. Korytarz, w którym się znajdował był w opłakanym stanie. Okna pomiędzy śluzami były pokryte skorupą brudu, ze ścian zwisały jakieś przewody. Więcej szczegółów nie mógł dostrzec z powodu słabego oświetlenia, świeciła średnio co trzecia lampa. Brakowało jedynie szczurów. Na razie, pomyślał ponuro Artur. Pozbierał swoje bagaże i zrezygnowany ruszył w stronę drzwi. W pierwszych z nich, prowadzących do głównego biura, najwyraźniej była uszkodzona foto komórka, gdyż nie otworzyły się przed nim. Coraz bardziej zrezygnowany sięgnął do panelu sterującego. Boże, gdzie ja mam pracować, pomyślał, gdy i ten okazał się zepsuty. Coraz bardziej zrezygnowany zaczął sprawdzać kolejne drzwi. Sprawne okazały się dopiero prowadzące do sekcji magazynowej. Artur stanął niezdecydowany, patrząc w ciemność po drugiej stronie przejścia. W końcu zdecydował się wejść. W pierwszej chwili poczuł miłe zaskoczenie gdyż tu działy fotokomórki i po chwili zaczęły zapalać się pierwsze lampy, oświetlając rzędy wielkich kontenerów, wiszących na stelażach nośnych. Artur ruszył raźno przed siebie aż niespodziewanie poczuł coś zimnego na plecach. Odwrócił się gwałtownie, w pojemniku Lord Persival zamruczał gniewnie. Za Arturem był tylko pusty korytarz. Wtem, gdzieś w głębi magazynu rozległ się metaliczny dźwięk. Artur znów się odwrócił i wtedy wydarzyło się nieszczęście. Tym razem odwracał się tak zamaszyście, że uderzył pojemnikiem z kotem w środku w stojący obok kontener. Elektronika potraktowała uderzenie jako sytuację awaryjną i rozdzieliła pojemnik na cztery części uwalniając zwierzę. Lord Persival nie namyślał się długo. Z przeraźliwym miauknięciem pognał między kontenery. Artur niewiele myśląc po pobiegł z nim. Gdy jednak dotarł do miejsca gdzie zwierzę zeskoczyło z kładki, kota nigdzie nie było widać. Nie reagował też na wołanie. To pewnie ze stresu, pomyślał Artur. Zaczął szukać wyjścia żeby sprowadzić pomoc.

Pierwszym członkiem załogi stacji Barrin 4, którego spotkał Artur był Anton „Ściana” Korolev. Niestety.
Artur biegł korytarzem, gdy zobaczył bardzo wysokiego i chudego blondyna naprawiającego lampę.
-Hej, mógłbyś pomóc mi znaleźć kota? – krzyknął.
Anton spojrzał na niego wzrokiem pozbawionym emocji
- Łajza czy cwaniak? – zapytał.
- Nieważne – odpowiedział Artur – pomożesz mi czy nie?
- Łajza czy cwaniak? – Anton ani o milimetr nie zmienił pozycji.
- Cholera jasna – zdenerwował się Artur- pomożesz mi go szukać czy nie?
- Łajza czy cwaniak? – po raz koleiny zapytał Anton
- Wal się!
Artur pobiegł dalej, a Anton wzruszył ramionami i wrócił do naprawiania lampy.

piątek, 4 stycznia 2013

Barrin4 - część druga

Rozważania Artura przerwało pełne pretensji miauknięcie. Oficer automatycznym ruchem wcisnął guzik znajdujący się na dużym pojemniku zawieszonym w rogu pomieszczenia. W ściance pojemnika otworzyły się drzwiczki i z wnętrza wypłynął kot. Nie był to jednak zwykły kot. Nazywał się Lord Persival Antonus de Blue III i był jednym z najbardziej utytułowanych championów rasy wschodnioeuropejskiej. Lord Persival spojrzał swoimi żółtymi oczami w stronę Artura i miauknął gniewnie. Kot nigdy nie przebywał w stanie nieważkości i jeszcze nie za bardzo wiedział jak sobie poradzić z nowym doświadczeniem. W tej chwili wisiał mniej więcej na środku pomieszczenia i nerwowo machał wszystkimi łapkami szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Jego długie jasnoszare futro falowało przy tym i Lord Persival wydawał się znacznie większy niż zwykle.
-O, obiad się uwolnił – zarechotał jeden z braci siedzący na drugiej koi – zrobimy z niego pieczeń.
Artur spróbował spiorunować pilota wzrokiem, lecz ten tylko roześmiał się pokazując mocno zepsute zęby. Młody oficer westchnął i zaczął przygotowywać Lordowi Persivalowi posiłek. Była to bardzo skomplikowana operacja, ponieważ kot jadał jedynie naturalne, wołowe mięso, a na pokładzie „Królowej Andromedy” nie było urządzeń do przygotowywania posiłków z naturalnych surowców. Artur otworzył skrzynie ze swoimi osobistymi rzeczami. Większość pojemnika zajmowała lodówka z mięsem i niewielka kuchenka do jego podgrzewania. Poza tym znajdowały się tam trzy mundury i trochę osobistych drobiazgów. Artur wyciągnął porcję wołowiny, przyprawił ją i zaczął podgrzewać. W między czasie wyciągnął niewielkie zdjęcie drobnej, niebieskookiej brunetki o czarującym uśmiechu, i westchnął.
- Mario, niedługo wrócę do ciebie- szepnął.

Kilka godzin po przejściu przez bramę załoga „Królowej Andromedy” zobaczyła kolejny cel swojej wędrówki. Pośrodku kosmicznej pustki wisiała, mrugając niemal wesoło wielo kolorowymi światełkami, stacja przeładunkowa Barrin 4. Z daleka przypominała ogromny walec, jednak w miarę zbliżania się pojawiało się coraz więcej szczegółów. Najpierw Artur mógł odróżnić sekcje magazynowe od, znajdującej się pośrodku, głównej części bazy. Później zaczął odróżniać od siebie poszczególne kontenery znajdujące się w magazynach, dostrzegł śluzy i anteny lokacyjne. Gdy „Królowa” zaczęła hamować przed zacumowaniem mógł ocenić jej rozmiary. Główna część składała się z dwóch części, wielkiego prostopadłościanu, w którym znajdował się terminal przeładunkowy, oraz części mieszkalnej w kształcie dwóch połówek ostrosłupów, złączonych ze sobą podstawami. bączka. Artur przypomniał sobie, czego uczył się w akademii o stacjach tego typu.
W połowie wysokości części mieszkalnej, zajmując przestrzeń w kształcie półkola, znajdowały się pomieszczenia biurowe, obsługujące stację. Ponad nimi umieszczono kantynę i pomieszczenia dla pilotów odpoczywających na stacji. Na samym szczycie znajdowała się strefa relaksacyjna, duży ogród, w całości przykryty przeźroczystą kopułą. Poniżej części administracyjnej, w drugim ostrosłupie, znajdowała się cała maszynownia stacji.

wtorek, 1 stycznia 2013

Barrin4 - część pierwsza

No to od razu zacznijmy pierwszą opowieść. Pomysł na ten cykl opowiadań narodził się w mym paskudnym łebku stosunkowo niedawno. Umieszczona na głębokim zadupiu kosmosu będzie zawierać drobne okruszki zdarzeń i osób istniejących naprawdę.

Zacznijmy więc naszą podróż


Na dużym, stalowym okręgu wiszącym w kosmicznej pustce zaczęły migotać lampy ostrzegawcze. Lampy te były jedyną oznaką, że brama wciąż działa. Na mocnym pancerzu z wielowarstwowej kherrańskiej stali widać było wiele wgnieceń i bruzd, jednak skomplikowana elektronika wewnątrz działała bez zarzutu. Po kilku minutach barwnego pokazu świateł przy bramie pojawił się transportowiec kosmiczny klasy Omega. Nie towarzyszyły temu zdarzeniu żadne huki, czy rozbłyski światła tak chętnie pokazywane w starych filmach o kosmosie. Statek po prostu nagle pojawił się, i z wielką prędkością zaczął oddalać się od bramy. Ów transportowiec, o wdzięcznej nazwie „Królowa Andromedy” był w pełni typowym przedstawicielem swojej klasy. Spory, czarny prostopadłościan opleciony siecią dysz silników manewrowych, z wielkim matowym wizjerem z przodu, i wylotem głównego silnika po drugiej stronie. Setki tysięcy takich statków przemierzały kosmos dostarczając każdy możliwy ładunek w najdalsze zakątki skolonizowanego kosmosu. „Królowa Andromedy” w odrapanym kontenerze przyczepionym pod jej podłogą przewoziła ładunek narzędzi do nowo powstałej kolonii górniczej znajdującej się na planecie Errada, odległej o dziewiętnaście skoków od Ziemi. „Królowa” wiozła też pasażera.

Za jakie grzechy, pomyślał Artur Kamasan, świeżo mianowany oficer czwartego stopnia Akademii Kosmicznej. Siedział na koi w zatęchłym wnętrzu „Królowej Andromedy” i patrzył tępo na ekran, w którym leciał jakiś strasznie stary film o robocie mordercy. Artur ziewnął. Kiedy pięć tygodni wcześniej miał wyruszyć w swoją pierwszą podróż poza układ słoneczny, był bardzo podekscytowany. Radość nieco zmalała, gdy pierwszy raz zobaczył statek, który miał go zabrać w długą podróż. „Królowa” miała już swoje lata, i niestety było to po niej widać. Dysza silnika głównego była powgniatana, pokrywająca kadłub czerń miała kilka odcieni, sugerujących naprawy poszycia. Dysze silników pomocniczych były połatane i w oczywisty sposób składane z kilku innych kompletów. Wnętrze było jeszcze gorsze. Zepsuty generator grawitacji, uszkodzony automat do posiłków czy zepsuta regulacja temperatury w kapsule prysznicowej otwierały listę poważnych usterek. Jednak prawdziwy szok Artur przeżył w momencie, gdy zobaczył swoich towarzyszy podróży. Załogę „Królowej” stanowiło trzech braci. Wyglądających jak trojaczki jednojajowe. Wszyscy mieli po prawie dwa metry wzrostu, bujne czarne brody i ogolone głowy. Wszyscy chodzili w brudnych i porozdzieranych kombinezonach roboczych, których nie zdejmowali długie tygodnie. W pierwszej chwili Artur wziął ich za zbiegłych więźniów i chciał dzwonić po ochronę, jednak szybko wyjaśniono mu, z kim ma do czynienia. Przez całą podróż zastanawiał się, dlaczego nikt nie doniósł na tych ludzi do kapitanatu portu kosmicznego. Stan statku naruszał większość przepisów bezpieczeństwa Floty kosmicznej, niechlujny wygląd dokładał do puli kolejne kilkanaście paragrafów. Jednak trójka pilotów nie przejmowała się tym i robiła swoje. Jak to możliwe?

Przywitanie

Uhm… tak.

Na początku każdego bloga trzeba się przedstawić :). Autor niniejszego bloga jest z zawodu i wykształcenia logistykiem. W skrócie biega po magazynie, czasem pojeździ wózkiem widłowym, użera się z innymi pracownikami, kurierami, dostawcami itp. Ale mniejsza o to.

Początkowo, wzorem hipermarket.blog planowałem tutaj umieszczać anegdoty z pracy, wylewać żale, jeździć po organizacji firmy. Zrezygnowałem.

Póki co planuje zamieszczać tu owoce mojego starego-nowego hobby mianowicie pisania. Nie ukrywam że moim celem/marzeniem/fantazją jest żeby coś z tego co tu zamieszczę ukazało się kiedyś drukiem dlatego mam do czytelników wielką prośbę.

Jeżeli rzuci wam się w oczy jakaś nieścisłość, błąd językowy, nielogiczność lub w ogóle cokolwiek to proszę dać mi znać w komentarzach :)