wtorek, 22 stycznia 2013

Barrin 4 - część szósta

Artur wyszedł z dyspozytorni w poszukiwaniu automatu rozładunkowego. Znalazł go we wnęce przylegającej do zewnętrznej ściany magazynu. Automat przypominał wielkiego humanoida, poruszał się na czterech teleskopowych nogach, a jego ramiona tworzyły wielką ramę, w którą łapał kontenery i ustawiał je w wyznaczonych miejscach. Artur przyglądał mu się zafascynowany. To był Agros, robot drugiej generacji, którego do tej pory widział tylko raz, w muzeum. Zabytek techniki miał jednak jedną zaletę, która w obecnej sytuacji pozwoli Arturowi zachować twarz – sterowanie ręczne. Młodzieniec wdrapał się do kokpitu, dokładnie zamknął za sobą właz i uruchomił konsolę centralną. Niewielką kapsułę wypełniło zielone światło. Choć jedna rzecz jest sprawna, pomyślał Artur, mocując koła znajdujące się w „stopach” robota w szynach biegnących na zewnątrz stacji i wyprowadzając maszynę w przestrzeń kosmiczną. Przez chwilę sprawdzał jak reaguje na komendy i przystąpił do rozładunku. Odczepienie od statku i przeniesienie do magazynów dwóch kontenerów zajęło mu dwadzieścia minut i kosztowało wiele nerwów. Na szczęście nogi zaczęły mu się trząść dopiero, gdy opuścił maszynę i zamknął za sobą śluzę. Gdy wrócił do dyspozytorni dwaj członkowie załogi „Lacelota” byli wyraźnie zniecierpliwieni.
- No wreszcie jesteś – przywitali go – to teraz jeszcze szybko uzupełnimy zapasy i my też idziemy wypocząć.
- Chwilkę – przerwał mu Artur – muszę jeszcze sprawdzić zawartość kontenerów.
- Jesteś tego pewien? – kosmonauci spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Tak, to standardowa procedura – Artur minął ich i wyszedł na korytarz.
- Zostaw, jeszcze zdążymy.- Oficer położył dłoń na ramieniu Amanta, który już sięgał po broń.

Kapitan Alistair ze złości rzucił słuchawkami komunikatora o ścianę sterowni.
- Czemu nikt tego nie naprawił?! – krzyknął – Kolorek, czy ta beczka może lecieć szybciej?
Kolorak na ułamek sekundy zrobił się czerwony, a następnie jeszcze kilkakrotnie zmienił kolor.
- Jeżeli ktoś naprawiłby silnik to mógłby – przetłumaczył translator – Ale jakoś nikt nie miał czasu a potem pan kapitan się przyzwyczaił. – Kolorak znieruchomiał na chwilę i znów zamigotał – Tak samo jak do zepsutego komunikatora, niesprawnej grodzi w…
- Tak, wiem – przerwał mu Alistair – tylko że teraz wszyscy możemy za to beknąć.
- Co kapitan mieć na myśli? – mimo że prace nad translatorami dla koloraków trwały już kilkadziesiąt lat, te wciąż nie były doskonałe.
- Pamiętasz że na naszej zmianie miał przylecieć nowy rekrut, zaraz po akademii – kapitan oparł głowę na dłoniach.
- Tak. – potwierdził kolorak.
- I pewnie wiesz, że zaraz potem miał przylecieć Greviar na „Lancelocie”
- Tak.
- Problem w tym, że oba statki już wylądowały, a na zmianie są tylko Flacha i Anton.
- Nadal nie rozumiem, w czym problem? – beznamiętnie odpowiedział kolorak.
- Flacha pewnie leży gdzieś nawalony pod korek a wiesz, jakie Anton ma… problemy komunikacyjne. – Kapitanowi odpowiedziało milczenie- Kolorak do cholery, ten młody jest jedynym człowiekiem na stacji zdolnym do jakiś działań! I pewnie będzie chciał przeprowadzić procedurę zgodnie z regulaminem!

czwartek, 10 stycznia 2013

Barrin4 - część piąta

W tym samym czasie Artur próbował znaleźć drogę do śluzy numer jeden. Co chwilę napotykał na zablokowane drzwi i był coraz bardziej zdenerwowany. Gdy po kilku minutach błądzenia zdołał wrócić do strefy magazynowej „Lancelot” był kilkaset metrów od bazy. Zdyszany Artur wbiegł do dyspozytorni gdy statek rozpoczynał dokowanie. Oficer nerwowo poprawiał mundur obserwując jednostkę przez wizjer. W odróżnieniu od „Królowej Andromedy” ten transportowec był bardzo zadbany. Długi na dwadzieścia metrów statek był ciemno szary, a na frontowej szybie, przy śluzie namalowano ogromny miecz. Artur pierwszy raz widział taki malunek na statku. Kiedy odbywał praktyki na Pierścieniu, olbrzymiej stacji kosmicznej położonej na orbicie ziemskiej, widywał jedynie standardowe, biało niebieskie statki Kompanii Transportowej, do bólu identyczne. Właśnie przypatrywał się szczegółom jelca, gdy usłyszał przeciągłe miaukniecie, mocno zniekształcone przez pogłos panujący na magazynie. Oficer rozejrzał się. Cholera jasna, pomyślał, nie opuszczę teraz stanowiska. Lord Persival musi sam dać sobie radę. Komputer zakomunikował zakończenie dokowania, Artur ostatni raz sprawdził mundur i zezwolił na otwarcie drzwi.
- Witam na pokładzie stacji przeładunkowej „Barrin 4”, nazywam się Artur Kamasan i będę państwa oficerem prowadzącym podczas pobytu na stacji.- wygłosił oficjalnie przywitanie którego nauczył się jeszcze na pierwszym roku studiów w Akademii.
- O ja cię, nowy!- Usłyszał w odpowiedzi. Z półmroku śluzy wyłoniło się kilku mężczyzn. Na przedzie stał dość wysoki i przeraźliwie chudy mulat, ubrany w jednolicie czarny mundur z naszywką kapitana na ramieniu – A gdzie Kameleon?
- Obawiam się że reszta załogi jest… - Artur zawahał się przez chwilę – eee… niezdolna do służby. Dołożę wszelkich starań by państwa pobyt upłynął bez kłopotów i w miłej atmosferze.
- No to mamy szczęście, że na ciebie trafiliśmy – reszta załogi zarechotała – dobra, koniec żartów. Ja z Amantem zostaję, reszta ma wolne.
Sześciu mężczyzn i jedna kobieta skinęło głowami i ruszyło w głąb stacji. Artur chciał ich zatrzymać ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Po chwili został przy śluzie z chudym oficerem i człowiekiem nazwanym Amantem. Był on całkowicie inny od swojego dowódcy. Niski i mocno zbudowany, z potarganymi mocno przerzedzonymi włosami. Dawno temu musiał złamać sobie nos, który zrósł się krzywo tworząc dorodny garb. Artur zaczynał rozumieć pseudonim kosmonauty. Cała trójka przeszła do znajdującej się poziom wyżej dyspozytorni.
- Dobra mały – oficer położył na blacie trzy czerwone karty danych – tu masz dokumenty transportowe, numery kontenerów i zapis trasy. Do ściągnięcia jest jedynka i czwórka. Potem potrzebujemy uzupełnienia zapasów.
Artur odwrócił terminal w swoją stronę i uruchomił go. Żeby tylko nie miał ustawionego hasła, prosił w duchu.
- Szlag – wyrwało się Arturowi, gdy terminal poprosił go o wpisanie hasła.
- Jakieś problemy?- Zapytał Chudzielec pochylając się nad blatem.
- Drobny błąd oprogramowania – szybko odpowiedział Artur – Chwila cierpliwości i będzie załatwione.
Artur wpisał jako hasło klucz dający dostęp do ustawień systemu. Kolejno otwierał okna szukając opcji, która pozwoliłaby mu wykorzystać sztuczkę z akademii. Po czterdziestu sekundach znalazł. Wrócił do głównego ekranu, wpisał hasło i zalogował się do systemu. Uśmiechnął się do załogi „Lancelota” i wsadził czerwone karty do odpowiednich czytników. Terminal automatycznie załadował i wyświetlił ich zawartość. Nagle rozległ się dość głośny trzask i przeciągłe miauknięcie. Amant i oficer w ułamku sekundy przylgnęli do ścian dyspozytorni i z ukrytych kieszeni wyciągnęli pistolety termiczne.
- Co to było? - krzyknął oficer.
Artura zamurowało, dopiero po trzech sekundach zdołał wykrztusić;
- To… to… mój kot, uciekł mi i schował się między kontenerami.
Piloci spojrzeli na siebie, kiwnęli głowami i schowali broń. Amant podszedł jednak do okna i obserwował magazyn. Artur przeczytał informacje o ładunku i trasie „Lancelota”. Na jednej karcie zaczął nagrywać dane potrzebne do następnego skoku przez bramę, drugą przełożył do przenośnego terminala.
- Wygląda na to że wszystko w porządku – przekazał trzecią kartę oficerowi. – Teraz zajmę się rozładunkiem. Przypominam że na czas wykonywania operacji, grawitacja w części magazynowej zostanie wyłączona- Uruchomił program sterujący maszyną do przeładunków, wpisał odpowiednie komendy i zatwierdził. Nic się jednak nie stało- Czy cokolwiek tutaj działa – mruknął a głośno powiedział – najmocniej przepraszam, mamy kolejną małą awarię. Będę musiał to sprawdzić.

wtorek, 8 stycznia 2013

Barrin4 - część czwarta

Po kilku minutach błądzenia brudnymi i ciemnymi korytarzami Artur dotarł do dyspozytorni. Było to duże pomieszczenie, gdzie załoga stacji sprawdzała dokumentację, nadzorowała magazyny i sterowała przeładunkami statków. W dwóch okręgach stało kilkanaście terminali, podłączonych do centralnego komputera, jednak wszystkie były wyłączone. Panującą w sali ciemność rozjaśniał jedynie jeden włączony ekran w przeciwległym krańcu sali.
-Halo! – krzyknął Artur - Jest tu kto?
Odpowiedziała mu cisza. Szlag, pomyślał zaskoczony, ta stacja jest chyba opuszczona, jestem tu tylko ja i ten dziwak z korytarza. O co tu chodzi, do… Rozważania przerwało Arturowi donośne chrapnięcie. Zaskoczony zaczął iść w stronę zapalonego monitora, ostrożnie omijając blaty i krzesła. Był już niemal przy stanowisku gdy zobaczył że przy stoliku ktoś siedzi, a właściwie leży wyciągnięty na wysokim fotelu. Mężczyzna był gruby i zarośnięty, ubrany w poplamiony mundur, a w ręku trzymał butelkę jakiegoś cuchnącego płynu. W słabym świetle Artur nie mógł dostrzec więcej szczegółów. Delikatne piknięcie zwróciło jego uwagę na monitor. Leciał na nim film przeznaczony wyłącznie dla dojrzałych widzów. Artur wyłączył go i zobaczył uruchomiony program zarządzający ruchem okrętów wokół stacji. W centrum lekko zielonej mapy kosmosu, niebieskim kolorem zaznaczono stację. Wokół niej, zaznaczonych również na niebiesko, znajdowało się kilka par wrót. Na mapie znajdowała się też jedna czerwona kropka. Statek transportowy „Lancelot”, który powoli zbliżał się do stacji. Piknięcie powtórzyło się i na ekranie pojawił się komunikat; Okręt klasy Delta, „Lancelot” prosi o podanie numeru śluzy rozładunkowej. Artur wpadł w panikę. Potrząsnął śpiącym mężczyzną za ramię, ale jedyną reakcją było głośne chrapnięcie i upadek butelki na ziemię. Na monitorze czerwona kropeczka powoli, ale nieubłaganie zbliżała się do bazy. Artur rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz nigdzie nie znalazł czegokolwiek przypominającego interkomu, znów spojrzał na monitor i podjął decyzję. Uruchomił aplikację komunikacyjną i kazał przycumować „Lancelotowi” do śluzy numer jeden. Już on im wszystkim pokaże, co potrafi absolwent Akademii Kosmicznej.

Wewnątrz sfery tworzonej przez bramy, znajdowała się jeszcze jedna stacja kosmiczna. Od „Barrina 4” dzieliła ją odległość kilkuset kilometrów. Była to bardzo stara konstrukcja, z czasów pionierskich wypraw kosmicznych. Zapewniała miejsce do życia i pracy dla dwudziesto osobowej załogi i pozwalała zmagazynować kilkanaście standartowych kontenerów. W chwili obecnej służyła za sypialnię dla załogi „Barrina 4”. Ciszę w jednaj z kajut przerwały ciche akordy gitary elektrycznej. Po kilku sekundach dołączyła do niej energiczna perkusja i druga gitara. Gdy wokalista zaczął śpiewać Kapitan Alistair wyłączył budzik. Przeciągnął się, podrapał po bujnej brodzie i sięgnął po terminal. Ziewnął przeciągle przeglądając informacje z sąsiednich stacji, jednak wstając z koi postanowił rzucić okiem na rejestr cumowań. I obudził się momentalnie. Na „Królowej” przyleciał nowy, pomyślał, na zmianie są Anton i Flacha. Zaraz przycumuje „Lancelot”. Cholera, jeśli się pośpieszy to może uda się uratować nowego rekruta.
- Kolorek – rzucił w interkom – zbieraj macki i za pięć minut widzę cię w transporterze. Mamy kryzys.
- Czy powie pan coś więcej, czy mam się domyślać?- w komunikatorze rozległ się syntetyczny głos.
- Powiem ci jak wystartujemy. Sprężaj się!
Pięć minut później od niewielkiej stacji odłączył się nieduży statek. Był to zmodyfikowany transportowiec klasy Omega. Dano mu mocniejszy silnik, zdemontowano uchwyty mocujące kontener i skrócono dysze silników pomocniczych. Ta maszyna miała już do końca istnienia wozić załogę pomiedzy sypialnią a stacją „Barrin 4”. Tym razem w środku znajdowały się dwie istoty. Kapitan Alistair, ze wzrostem dwustu ośmiu centymetrów, był prawdopodobnie najwyższym człowiekiem w kosmosie. Na początku kariery sprawiało mu to masę kłopotów. Do akademii Kosmicznej zdał za trzecim podejściem, kiedy w końcu udało mu się przekonać komisję, że jest w stanie spać w standardowej koi i korzystać ze standardowego prysznica. Kiedy jednak został kapitanem stacji, i jego pensja znacznie wzrosła kazał sobie zrobić sprzęty wydłużone o trzydzieści centymetrów. Niestety nic nie mógł poradzić na wymiary drzwi i przejść, więc niemal zawsze chodził lekko zgarbiony, a każde drzwi pokonywał bokiem. Drugą istotą był Kolorek. Kolorek miał niecałe osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, poruszał się na sześciu mackach, i był przedstawicielem pierwszej inteligentnej rasy, napotkanej przez ludzi w kosmosie. Rasa ta, zwana potocznie Kolorakami, niczym kameleony potrafiła zmieniać barwę całego ciała by wtopić się w otoczenie. Koloraki posiadały również wiele innych zadziwiających cech. Potrafiły zmieniać kształt tułowia, wydłużając go czy spłaszczając, a także regulować długość i ilość kończyn. Były również głuche, a komunikowały się zmieniając kolor ciała w niewielkim obszarze pomiędzy oczami. Ten sposób komunikacji jest niemożliwy do opanowania dla człowieka, dlatego szybko opracowano translator, zamieniający kombinacje kolorów na dźwięki i odwrotnie.

niedziela, 6 stycznia 2013

Barrin4 - Część trzecia

Artur opuścił „Królową Andromedy” przez jedną ze śluz postojowych umieszczoną w sekcji mieszkalnej stacji. Był szczęśliwy, że w końcu opuścił to zatęchłe, małe wnętrze i brudnych, śmierdzących ludzi. Gdy jednak rozejrzał się po korytarzu przypomniało mu się stare ziemskie przysłowie „z deszczu pod rynnę”. Korytarz, w którym się znajdował był w opłakanym stanie. Okna pomiędzy śluzami były pokryte skorupą brudu, ze ścian zwisały jakieś przewody. Więcej szczegółów nie mógł dostrzec z powodu słabego oświetlenia, świeciła średnio co trzecia lampa. Brakowało jedynie szczurów. Na razie, pomyślał ponuro Artur. Pozbierał swoje bagaże i zrezygnowany ruszył w stronę drzwi. W pierwszych z nich, prowadzących do głównego biura, najwyraźniej była uszkodzona foto komórka, gdyż nie otworzyły się przed nim. Coraz bardziej zrezygnowany sięgnął do panelu sterującego. Boże, gdzie ja mam pracować, pomyślał, gdy i ten okazał się zepsuty. Coraz bardziej zrezygnowany zaczął sprawdzać kolejne drzwi. Sprawne okazały się dopiero prowadzące do sekcji magazynowej. Artur stanął niezdecydowany, patrząc w ciemność po drugiej stronie przejścia. W końcu zdecydował się wejść. W pierwszej chwili poczuł miłe zaskoczenie gdyż tu działy fotokomórki i po chwili zaczęły zapalać się pierwsze lampy, oświetlając rzędy wielkich kontenerów, wiszących na stelażach nośnych. Artur ruszył raźno przed siebie aż niespodziewanie poczuł coś zimnego na plecach. Odwrócił się gwałtownie, w pojemniku Lord Persival zamruczał gniewnie. Za Arturem był tylko pusty korytarz. Wtem, gdzieś w głębi magazynu rozległ się metaliczny dźwięk. Artur znów się odwrócił i wtedy wydarzyło się nieszczęście. Tym razem odwracał się tak zamaszyście, że uderzył pojemnikiem z kotem w środku w stojący obok kontener. Elektronika potraktowała uderzenie jako sytuację awaryjną i rozdzieliła pojemnik na cztery części uwalniając zwierzę. Lord Persival nie namyślał się długo. Z przeraźliwym miauknięciem pognał między kontenery. Artur niewiele myśląc po pobiegł z nim. Gdy jednak dotarł do miejsca gdzie zwierzę zeskoczyło z kładki, kota nigdzie nie było widać. Nie reagował też na wołanie. To pewnie ze stresu, pomyślał Artur. Zaczął szukać wyjścia żeby sprowadzić pomoc.

Pierwszym członkiem załogi stacji Barrin 4, którego spotkał Artur był Anton „Ściana” Korolev. Niestety.
Artur biegł korytarzem, gdy zobaczył bardzo wysokiego i chudego blondyna naprawiającego lampę.
-Hej, mógłbyś pomóc mi znaleźć kota? – krzyknął.
Anton spojrzał na niego wzrokiem pozbawionym emocji
- Łajza czy cwaniak? – zapytał.
- Nieważne – odpowiedział Artur – pomożesz mi czy nie?
- Łajza czy cwaniak? – Anton ani o milimetr nie zmienił pozycji.
- Cholera jasna – zdenerwował się Artur- pomożesz mi go szukać czy nie?
- Łajza czy cwaniak? – po raz koleiny zapytał Anton
- Wal się!
Artur pobiegł dalej, a Anton wzruszył ramionami i wrócił do naprawiania lampy.

piątek, 4 stycznia 2013

Barrin4 - część druga

Rozważania Artura przerwało pełne pretensji miauknięcie. Oficer automatycznym ruchem wcisnął guzik znajdujący się na dużym pojemniku zawieszonym w rogu pomieszczenia. W ściance pojemnika otworzyły się drzwiczki i z wnętrza wypłynął kot. Nie był to jednak zwykły kot. Nazywał się Lord Persival Antonus de Blue III i był jednym z najbardziej utytułowanych championów rasy wschodnioeuropejskiej. Lord Persival spojrzał swoimi żółtymi oczami w stronę Artura i miauknął gniewnie. Kot nigdy nie przebywał w stanie nieważkości i jeszcze nie za bardzo wiedział jak sobie poradzić z nowym doświadczeniem. W tej chwili wisiał mniej więcej na środku pomieszczenia i nerwowo machał wszystkimi łapkami szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Jego długie jasnoszare futro falowało przy tym i Lord Persival wydawał się znacznie większy niż zwykle.
-O, obiad się uwolnił – zarechotał jeden z braci siedzący na drugiej koi – zrobimy z niego pieczeń.
Artur spróbował spiorunować pilota wzrokiem, lecz ten tylko roześmiał się pokazując mocno zepsute zęby. Młody oficer westchnął i zaczął przygotowywać Lordowi Persivalowi posiłek. Była to bardzo skomplikowana operacja, ponieważ kot jadał jedynie naturalne, wołowe mięso, a na pokładzie „Królowej Andromedy” nie było urządzeń do przygotowywania posiłków z naturalnych surowców. Artur otworzył skrzynie ze swoimi osobistymi rzeczami. Większość pojemnika zajmowała lodówka z mięsem i niewielka kuchenka do jego podgrzewania. Poza tym znajdowały się tam trzy mundury i trochę osobistych drobiazgów. Artur wyciągnął porcję wołowiny, przyprawił ją i zaczął podgrzewać. W między czasie wyciągnął niewielkie zdjęcie drobnej, niebieskookiej brunetki o czarującym uśmiechu, i westchnął.
- Mario, niedługo wrócę do ciebie- szepnął.

Kilka godzin po przejściu przez bramę załoga „Królowej Andromedy” zobaczyła kolejny cel swojej wędrówki. Pośrodku kosmicznej pustki wisiała, mrugając niemal wesoło wielo kolorowymi światełkami, stacja przeładunkowa Barrin 4. Z daleka przypominała ogromny walec, jednak w miarę zbliżania się pojawiało się coraz więcej szczegółów. Najpierw Artur mógł odróżnić sekcje magazynowe od, znajdującej się pośrodku, głównej części bazy. Później zaczął odróżniać od siebie poszczególne kontenery znajdujące się w magazynach, dostrzegł śluzy i anteny lokacyjne. Gdy „Królowa” zaczęła hamować przed zacumowaniem mógł ocenić jej rozmiary. Główna część składała się z dwóch części, wielkiego prostopadłościanu, w którym znajdował się terminal przeładunkowy, oraz części mieszkalnej w kształcie dwóch połówek ostrosłupów, złączonych ze sobą podstawami. bączka. Artur przypomniał sobie, czego uczył się w akademii o stacjach tego typu.
W połowie wysokości części mieszkalnej, zajmując przestrzeń w kształcie półkola, znajdowały się pomieszczenia biurowe, obsługujące stację. Ponad nimi umieszczono kantynę i pomieszczenia dla pilotów odpoczywających na stacji. Na samym szczycie znajdowała się strefa relaksacyjna, duży ogród, w całości przykryty przeźroczystą kopułą. Poniżej części administracyjnej, w drugim ostrosłupie, znajdowała się cała maszynownia stacji.

wtorek, 1 stycznia 2013

Barrin4 - część pierwsza

No to od razu zacznijmy pierwszą opowieść. Pomysł na ten cykl opowiadań narodził się w mym paskudnym łebku stosunkowo niedawno. Umieszczona na głębokim zadupiu kosmosu będzie zawierać drobne okruszki zdarzeń i osób istniejących naprawdę.

Zacznijmy więc naszą podróż


Na dużym, stalowym okręgu wiszącym w kosmicznej pustce zaczęły migotać lampy ostrzegawcze. Lampy te były jedyną oznaką, że brama wciąż działa. Na mocnym pancerzu z wielowarstwowej kherrańskiej stali widać było wiele wgnieceń i bruzd, jednak skomplikowana elektronika wewnątrz działała bez zarzutu. Po kilku minutach barwnego pokazu świateł przy bramie pojawił się transportowiec kosmiczny klasy Omega. Nie towarzyszyły temu zdarzeniu żadne huki, czy rozbłyski światła tak chętnie pokazywane w starych filmach o kosmosie. Statek po prostu nagle pojawił się, i z wielką prędkością zaczął oddalać się od bramy. Ów transportowiec, o wdzięcznej nazwie „Królowa Andromedy” był w pełni typowym przedstawicielem swojej klasy. Spory, czarny prostopadłościan opleciony siecią dysz silników manewrowych, z wielkim matowym wizjerem z przodu, i wylotem głównego silnika po drugiej stronie. Setki tysięcy takich statków przemierzały kosmos dostarczając każdy możliwy ładunek w najdalsze zakątki skolonizowanego kosmosu. „Królowa Andromedy” w odrapanym kontenerze przyczepionym pod jej podłogą przewoziła ładunek narzędzi do nowo powstałej kolonii górniczej znajdującej się na planecie Errada, odległej o dziewiętnaście skoków od Ziemi. „Królowa” wiozła też pasażera.

Za jakie grzechy, pomyślał Artur Kamasan, świeżo mianowany oficer czwartego stopnia Akademii Kosmicznej. Siedział na koi w zatęchłym wnętrzu „Królowej Andromedy” i patrzył tępo na ekran, w którym leciał jakiś strasznie stary film o robocie mordercy. Artur ziewnął. Kiedy pięć tygodni wcześniej miał wyruszyć w swoją pierwszą podróż poza układ słoneczny, był bardzo podekscytowany. Radość nieco zmalała, gdy pierwszy raz zobaczył statek, który miał go zabrać w długą podróż. „Królowa” miała już swoje lata, i niestety było to po niej widać. Dysza silnika głównego była powgniatana, pokrywająca kadłub czerń miała kilka odcieni, sugerujących naprawy poszycia. Dysze silników pomocniczych były połatane i w oczywisty sposób składane z kilku innych kompletów. Wnętrze było jeszcze gorsze. Zepsuty generator grawitacji, uszkodzony automat do posiłków czy zepsuta regulacja temperatury w kapsule prysznicowej otwierały listę poważnych usterek. Jednak prawdziwy szok Artur przeżył w momencie, gdy zobaczył swoich towarzyszy podróży. Załogę „Królowej” stanowiło trzech braci. Wyglądających jak trojaczki jednojajowe. Wszyscy mieli po prawie dwa metry wzrostu, bujne czarne brody i ogolone głowy. Wszyscy chodzili w brudnych i porozdzieranych kombinezonach roboczych, których nie zdejmowali długie tygodnie. W pierwszej chwili Artur wziął ich za zbiegłych więźniów i chciał dzwonić po ochronę, jednak szybko wyjaśniono mu, z kim ma do czynienia. Przez całą podróż zastanawiał się, dlaczego nikt nie doniósł na tych ludzi do kapitanatu portu kosmicznego. Stan statku naruszał większość przepisów bezpieczeństwa Floty kosmicznej, niechlujny wygląd dokładał do puli kolejne kilkanaście paragrafów. Jednak trójka pilotów nie przejmowała się tym i robiła swoje. Jak to możliwe?

Przywitanie

Uhm… tak.

Na początku każdego bloga trzeba się przedstawić :). Autor niniejszego bloga jest z zawodu i wykształcenia logistykiem. W skrócie biega po magazynie, czasem pojeździ wózkiem widłowym, użera się z innymi pracownikami, kurierami, dostawcami itp. Ale mniejsza o to.

Początkowo, wzorem hipermarket.blog planowałem tutaj umieszczać anegdoty z pracy, wylewać żale, jeździć po organizacji firmy. Zrezygnowałem.

Póki co planuje zamieszczać tu owoce mojego starego-nowego hobby mianowicie pisania. Nie ukrywam że moim celem/marzeniem/fantazją jest żeby coś z tego co tu zamieszczę ukazało się kiedyś drukiem dlatego mam do czytelników wielką prośbę.

Jeżeli rzuci wam się w oczy jakaś nieścisłość, błąd językowy, nielogiczność lub w ogóle cokolwiek to proszę dać mi znać w komentarzach :)