środa, 17 lipca 2013

A gdyby Evangeliona nakręcili amerykanie?

Kierując się identycznym gustem filmowym udaliśmy się z Leniwcem na „Pacific Rim”. W trzech słowach – Mechy kontra potwory. Fanom sf wystarczy żeby się przejść ;)


A co dostaniemy gdy już zasiądziemy w fotelu?  Historię o wielkich bestiach wychodzących przez portal w oceanie i walczących z nimi wielkich mechach. Dodajmy do tego bohaterów płaskich i standardowych jak talerze z Ikei (no może są 2 wyjątki), osadzonych w scenach które kojarzą się klasyką gatunku (Matix, Armageddon, Dzień Niepodlegloscia nawet NGE). Ale i tak fabuła ma dać tylko pretekst żeby przez dwie godziny wielkie mechy nawalały wielkie, komputerowo wygenerowane potwory. I, muszę przyznać, robią to dobrze! Dawno nie siedziałem w fotelu kinowym z szeroko otwartymi oczami bojąc się mrugnąć żeby czegoś nie przeoczyć. Jednak powiedzmy sobie szczerze, Pacific Rim nie wprowadza nic do gatunku, ale to kawałek nieźle zrobionego amerykańskiego kina akcji, ze wszystkimi jego blaskami i cieniami. I żeby podziwiać blaski i pomijać cienie trzeba ten film obejrzeć w IMAXie. Serio, żadne 3d nie wcisnęło mnie tak w fotel jak duet Pacific Rim + prawdziwe. Sceny gdy leci w twoją stronę piącha mecha wielkości niewielkiego wieżowca … Cudo, a takich scen jest wystarczająco żeby wyjść z kina zadowolonym. No to nie przedłużając

8,5/ 10 (w tym + 1 za IMAXa), test godziny zdany nieźle (80 minut)

środa, 3 lipca 2013

Im bliżej jesteś, tym mniej widzisz...

Jesteście krok, trzy kroki, pięć a nawet siedem kroków za nami…

 
















Czwórka iluzjonistów spotyka tajemniczego człowieka w kapturze i dostaje od niego kartę. Spotykają się w starym domu w Nowym Jorku, w pustym mieszkaniu z tajemniczym symbolem na podłodze… A rok później, w Las Vegas ta sama czwórka ludzi dokonuje włamania do banku w Paryżu i kradnie z niego paletę gotówki… Czysta magia.

I to właśnie magia jest tematem tego filmu, a dokładnie sztuka iluzji. Tropem czwórki iluzjonistów podąża zawodowy demaskator iluzjonistów, agent FBI i ładna francuzeczka z Interpolu. Jednakowoż główni bohaterowie wymykają się z każdej zasadzki, mylą tropy, znikają w sposób, który czasem wydaje się iście… magiczny.

Film jest dobry, przemyślany, dobrze zrealizowany i zagrany, z wciągającą fabułą. My przez dwie godziny zastanawialiśmy się kto jest wtyką w FBI… i nie zgadliśmy. A na deser jak zawsze świetny Morgan Freeman.

Żeby nie było tak wesoło i radośnie, teraz, dwie godziny po seansie zaczynam dostrzegać luki fabularne, które sprawiają, że w rzeczywistości numery przedstawione na filmie by się nie udały… z każdą chwilą jest ich coraz więcej… ale to nie zmienia faktu że w kinie bawilismy się świetnie i zgodnie z moim Leniwcem dajemy…

8,5/10

Test godziny zdany celująco (dla osób które nie trafiły tu ze starego bloga. Test godziny polega na sprawdzeniu, po jakim czasie od początku seansu pomyśli się o spojrzeniu na zegarek. Jeżeli czas ten jest dłuższy niż godzina to film zasługuje co najmniej na 6/10)

poniedziałek, 1 lipca 2013

Z zupełnie innej Beczki - Młody Logistyk Ogląda

Smolista ciemność została złamana słabym światłem ręcznej latarki. Wąski promień światła wydobył z mroku regał ogromny regał pełen książek stojący w głębi pomieszczenia. Gdy człowiek trzymający latarkę wszedł do pomieszczenia, oświetlając niewielki stolik i rattanowy fotel stojące w rogu, tuż od szczelnie zasłoniętym oknem. Wszystkie meble i zawartość regału pokryte były grubą warstwą kurzu
-         Khem, Khem- mężczyzna zakrztusił się kurzem który wzbiły jego kroki –Jak ja tu dawno nie byłem…

No właśnie, dawno mnie tu nie było. Miałem napisać parę słów komentarza do drugiej opowieści ale jakoś nie mogłem się zmotywować. Ale motywację gdzieś kiedyś jakąś miewam i mój Pierwszy czytelnik dostaje czasem jakiś nowy ochłapek tekstu o przygodach załogi stacji przeładunkowej „Barrin 4”. W tej chwili rozpoczyna się rozdział czwarty w którym Kapitan Alistair postanawia wyjawić tajemnice swojej przeszłości…

No ale nie o tym dziś chciałem.

Dziś chciałem wam opowiedzieć parę słów o animce którą oglądam z moim Leniwcem (któremu nie chce się czytać napisów a jeśli już to polskie) mianowicie o Shinkegi no Kyojin.
Nie słyszeliście o niej, prawda? Ja też nie. Ale już pierwszy odcinek wgniótł mnie w glebę.





Przedstawiona historia jest stosunkowo prosta. Ludzkość zaatakowana przez tajemniczych tytanów (mających 3-15 m wzrostu) chroni się za wielkim murem. Żyje tam sobie do momentu gdy pojawiają się dwaj nowi tytani dla których mur nie stanowi większej przeszkody. W pierwszym ataku ginie członek rodziny bohatera co motywuje go do działania które opisuje animka.

Fabuła stosunkowo prosta, główni bohaterowie też niezbyt oryginalni (kilku mocno kojarzy mi się z naruto) ale dość mocno zróżnicowani między sobą. Jednak takie drobne zgrzyty nie mają znaczenia bo akcja toczy się wartko, odcinki kończą się w najgorszych możliwych momentach a kreska jest bo prostu CUDOWNA. Ilość detali, ostrość jest genialna.

W całej tej beczce miodu jest jeden wielki szkopuł… puszczono dopiero 12 z 24 odcinków;( a ostatni skończył się własnie w najgorszym możliwym momencie.

piątek, 24 maja 2013

Admirał IV


Na ekranie technicznym zaczęły pojawiać się czerwone kropki. Najpierw były to pojedyncze sondy i myśliwce, potem już dwa okręty wojenne i kilka krążowników. Ale kiedy siedemnaste skrzydło zostało zniszczone niemal w całości a dziesiąte dostrzegło dwa kolejne niszczyciele podjął decyzję.
- Odwołać wszystkie rozkazy, wycofujemy się.

Kilka dni później Arion pił piwo w kantynie pilotów. Atak jego skrzydła się nie powiódł. Już ostrzeliwali wrogi okręt, kiedy nadleciały dwa krążowniki wroga i zaczęły rzeź. Był jedynym pilotem myśliwca z całego skrzydła, który przeżył bitwę. Jedyny z pośród ponad setki pilotów. Długo zastanawiał się, dlaczego akurat jemu się udało. Dlaczego zginęli wszyscy doświadczeni piloci a przetrwała największa dupa wołowa w skrzydle. Z tych rozmyślań wyrwał go znajomy głos.
-Miło widzieć cię wśród żywych. Mogę się dosiąść?
-Oczywiście panie Admirale.
-Ile myśliwców z twojego skrzydła ocalało?
-Tylko mój, panie admirale.
Admirał pociągnął długi łyk piwa, po czym powiedział
-Dziękuj Kreatorowi, że pozwolił ci przeżyć.
-Tak jest, Panie admirale
-Skończ proszę z tym Admirałem. Powiedz mi, co myślisz o bitwie? Chciałbym wiedzieć, co o niej sądzą zwykli piloci.
-Z całym szacunkiem. Mam wrażenie, że za szybko się poddaliśmy- o mało, co nie dodał „panie admirale”- pomimo, że wróg miał sześć niszczycieli mieliśmy znaczną przewagę mniejszych statków.
-Owszem, ale czy wiesz, jakie byłyby straty?
- Nie, panie admirale.
-Prosiłem żebyś mnie tak nie nazywał- Admirał pociągnął długi łyk piwa- kontynuując walkę stracilibyśmy zależnie od symulacji od trzech do pięciu skrzydeł bojowych. Ponad sześćset statków. Z kolei ekspedycja planetarna sprawdziła, że na planecie znajdowały się zasoby wystarczające do zbudowania nieco ponad dwóch skrzydeł. Czy już rozumiesz?
-Myślę, że tak. Chciał pan ocalić statki i ich załogi.
- Wiesz… mam nadzieję, że sąd wojskowy też to zrozumie.

Admirał spoglądał przez iluminator na Arranę. Na wielkie połacie zieleni upstrzone gdzieniegdzie szarymi plamami miast. W miarę jak zbliżał się do powierzchni planety dostrzegał coraz więcej szczegółów. Widział wielkie kombinaty kopalni, olbrzymie magazyny. Admirał spojrzał na horyzont. W oddali zobaczył zbliżające się Wielki Morze Centralne. To dziwne, pomyślał, dlaczego nie lecimy do stolicy na zupełne odludzie. Kiedy był chłopcem często latał nad Morze Centralne grać z kumplami z wojska w podchody. Jedynym budynkiem w promieniu wielu kilometrów była kopalnia rud metalu. Chyba chcą się go pozbyć bez rozgłosu. Zaczynał się bać. Po kilki minutach spokojnego lotu jego przypuszczenia okazały się słuszne, prom zaczynał lądować na stacji przeładunkowej kopalni. Kiedy otworzył się trap, admirał poczuł po raz pierwszy od wielu miesięcy świeże powietrze. Z przyjemnością opuścił wygodne, lecz ciasne wnętrze promu i zaczął głęboko oddychać napawając się zapachami lasu. Nie zauważył dwóch strażników, którzy podeszli do niego trzymając w rękach odbezpieczoną broń. Opuścił głowę dopiero, gdy jeden z nich odezwał się.
- Admirał Foalooke?
- Tak jest kapralu.
- Mam rozkaz zaprowadzić pana do Naczelnego Koordynatora.
- Prowadź, więc.
Żołnierze poprowadzili go do małego pomieszczenia, które musiało być biurem kontrolera lotów. Otworzono mu drzwi i wpuszczono do środka. Admirał zdziwił się widząc samego Naczelnego Koordynatora. Ten siedział w obrotowym fotelu tyłem do drzwi. Kiedy admirał zamknął za sobą drzwi, odwrócił się powoli.
-Znowu się widzimy… admirale.
Foalooke nie odpowiedział. Wiedział, że koordynatorowi nie należy przerywać, chyba, że sam o to prosi.
- Wpadłeś w gówno przyjacielu- ostatnie słowo zabrzmiało fałszywie- zanim skażę cię na dożywocie w kopalni powiedz mi, dlaczego to zrobiłeś do ciężkiej cholery?
- A o co dokładnie chodzi, Koordynatorze??- Wiedział już, że resztę życia spędzi w kopalni to przynajmniej ostatni raz ponabija się z tego gnojka.
- Chodzi o twoją cholerną niesubordynację, o wycofanie floty, która miała przewagę nad wrogiem. O zniszczenie moich planów.
- Pańskich planów? – Jeśli miał lecieć na zesłanie to przynajmniej dowiem się, za co.
- Tak. Nie przywiozłeś ani kilograma surowców, nie zniszczyłeś wroga, pod twoim dowództwem straciliśmy niemal całe skrzydło bojowe i nie mamy za co go odbudować. W normalnych warunkach został byś na miejscu rozstrzelany. Niestety twoje decyzje sprawiły, że zostałeś bohaterem. Zupełnie nie wiem, dlaczego ale mniejsza z tym. Przynajmniej już nie zobaczę twojej mordy.- Koordynator nacisnął guzik na biurku- Straż. Wyprowadzić go.

Arion siedział w kwaterach pilotów. Obserwował tych wszystkich rekrutów, ich podniecenie, że po raz pierwszy polecą na prawdziwych maszynach. A on będzie nimi dowodził. Pociągnął wyk piwa. Ciekawe ile czasu upłynie zanim zorientują się, że te wszystkie brednie, które wbijają im do głowy, o ojczyźnie, o glorii zwycięzców, to tylko slogany. Że liczą się tylko surowce. Że dowództwo ma gdzieś ilu ich zginie. Ale on nie miał tego gdzieś. Admirał uratował jego dupę, teraz on postara się uratować dupy tym pilotom. On, dowódca klucza myśliwskiego, Arion Wishmaker.

poniedziałek, 20 maja 2013

Admirał III


Arion nerwowo zaciskał ręce na sterze. Mimo, że do tej pory jego skrzydło nie napotkało żadnego wrogiego statku, a bombowce systematycznie niszczyły obronę naziemną planety, miał złe przeczucia. Po raz kolejny spojrzał na ekran radaru. Blisko środka znajdowało się kilka kropek oznaczających jego skrzydłowych. Nieco niżej natomiast kilka większych kropek. To były cięższe statki bojowe z jego skrzydła. W pewnym momencie dostrzegł na monitorze cztery czerwone kropki, statki wroga. Znajdowały się w sporej odległości od jego myśliwca, więc radar nie był w stanie określić ich rozmiaru. Arion odruchowo włączył kamerę dalekiego zasięgu. Przez chwilę z niedowierzaniem patrzył na przekazywany obraz, po czym włączył komunikator dalekiego zasięgu.
-„Wędrowiec”, tu zielony siedemnaście, trzydzieści dwa. Na pozycji sto koma pięćdziesiąt dwa są…

… Cztery niszczyciele wroga. Admirał zaklął cicho. Miał przeczucie, że tak właśnie będzie.
No to zaczynają się schody, pomyślał.
-Skrzydła bojowe od jedenastego wzwyż mają udać się na te współrzędne. Mostek, pełna moc silników. Lecimy tam.

Dla Ariona zaczęła się bitwa. Wrogie niszczyciele trzymały się z boku robiąc miejsce krążownikom i okrętom wojennym. Jego klucz kierował się właśnie ku jednemu z nich, gdy Arion zobaczył dokładnie nad sobą kolejny wrogi krążownik. Niemal widział jak jedno z dział statku kieruje się dokładnie na jego myśliwiec i wypluwa z siebie strumień jonów. Zamknął oczy czekając na śmierć, ta jednak nie nadchodziła. Otworzył powoli oczy, myśliwiec dalej mknął przez przestrzeń. Arion odwrócił się i zrozumiał, za myśliwcem dostrzegł oddalające się szczątki sondy szpiegowskiej. W duchu podziękował kreatorowi za nowy system zmniejszania strat bojowych. Postanowił wykorzystać daną mu szansę. W komunikatorze usłyszał głos dowódcy klucza.
- Chłopcy, nasz cel jest na sto jedenaście, trzydzieści dwa. Mamy do rozwalenia okręt wojenny. Za trzy minuty robimy zwrot i zachodzimy go od dupy. Trzymać się mnie i bez odbioru.

Dowódca krążownika dziesięć, cztery spojrzał na ekran radaru, po czym wydał rozkaz
-Zwrot na dwadzieścia, siedemnaście, działa w gotowości. Pełna moc silników. Cel, grupa około trzydziestu myśliwców.
Nagle zobaczył na radarze coś dużego. Włączył kamerę, ustawił współrzędne i zaklął w duchu. To coś właśnie kierowało działa w jego stronę.
-Uwaga, alarm bojowy, zwrot dziewięćdziesiąt beta. Niszczyciel w nas mierzy.
Krążownik zaczął wykonywać manewr, gdy pociski niszczyciela przestrzeliły jego silniki. Na ekranie „Wędrowca” pojawiła się kolejna czerwona kropka.

niedziela, 19 maja 2013

Admirał II


ten fragment miał być w piatek ale przypadkiem skasowałem :P

Arion Wishmaker stał wśród innych pilotów i zafascynowany słuchał słów admirała. Potem krzyczał. Krzyczał długo i głośno. Po apelu piloci jego skrzydła poszli do kantyny po raz ostatni przed walką napić się syntetycznego piwa. Nie poszedł z nimi. Wiedział, że jego koledzy będą opowiadać o bitwach, w których wyszli cało i o maszynach, na których latali. Arion nie miał, co opowiadać. Dopiero kilka tygodni temu skończył dwadzieścia jeden lat, minimalny wiek by brać udział w wojnie a jego pierwsza bitwa miała dopiero nadejść. Siedział więc w pustej Sali i przeglądał swój staroświecki album ze zdjęciami. Były tam fotografie przedstawiające jego rodzinę; ojca, matkę, dwóch braci. Przewrócił stronę. Jego rodzinny dom, bliźniaczo podobny do wszystkich innych w okolicy, z małym ogrodem, w którym stała stara, metalowa huśtawka. Arion znów przewrócił kilka kartek. Zatrzymał wzrok na ostatnim zdjęciu. Stał tam razem z braćmi przed domem. On w nowym mundurze sił kosmicznych a oni w wytartych dżinsach i białych koszulkach.
- Piękne zdjęcia- usłyszał nagle za plecami – i jeszcze piękniejsze wspomnienia.
Arion gwałtownie odwrócił głowę. Widząc, kto za nim stoi, odruchowo stanął na baczność i zameldował
-Admirale, pilot Wiskmaker melduje…
-Spocznij żołnierzu. Nie możesz przecież mieć czegoś do zameldowania.
-Tak jest admirale. Przepraszam, to z przyzwyczajenia.
-Wiem. Pamiętam jeszcze jak sam czekałem na pierwszą bitwę – Admirał uśmiechnął się ciepło.
-Czy to aż tak widać panie admirale?
-Jasne, że tak. Dawno nie widziałem na tym statku nowego munduru, ale nie przejmuj się, każdy kiedyś zaczynał. Mogę zobaczyć te zdjęcia?- Admirał nagle zmienił temat
-Oczywiście admirale.
-Wiesz, urodziłem się w tym domu. To oznacza, że jesteśmy sąsiadami. I wiesz, co ci powiem, trzeba to oblać.

- Ustawić szyk i włączyć auto piloty, osiem godzin do celu. Niech nas opatrzność ma w opiece. Zakaz komunikowania się poza skrzydłem do odwołania.
Arion ustawił myśliwiec na pozycji, włączył pilota i usiadł wygodniej w fotelu. Już czuł napięcie przed walką, w symulatorach tego nie było. Nagle na pulpicie zamrugała zielona diodka komunikatora bliskiego zasięgu. Ktoś go wywoływał na częstotliwości skrzydłowej. Ż pewnym ociąganiem sięgnął do włącznika. Wiedział, o co chcą go zapytać, ale nie miał ochoty im odpowiadać.
-Co jest chłopaki?- rzucił lekkim tonem.
-Arion, do ciężkiej cholery, skąd ty znasz admirała?
Już chciał im powiedzieć, gdy wszyscy usłyszeli głos dowódcy
-Chłopcy, dostałem rozkazy. Będziemy eskortować czwarte skrzydło bombowe. Po sygnale rozpoczynającym odbijamy na pięćdziesiąt, dwadzieścia i dajemy czadu. Bez odbioru, chłopcy.

Admirał Foalooke spoglądał przez iluminator na zbliżającą się planetę. Oto nasz cel, pomyślał. Pomimo wciąż dużej odległości od planety dostrzegał białe kreski łańcuchów górskich i plamy oceanów. Wiedział, że wykona rozkaz, ale żal mu było tej pięknej planety. Oczami wyobraźni widział już spustoszenia wywołane przez atak, spalone lasy, zburzone miasta, pola zeszpecone lejami po pociskach. Dość sentymentów, pomyślał, trzeba zacząć działać.
-Ustawić wojskową siatkę, skrzydła zwiadowcze posłać, co osiemnasty południk, skrzydła bombowe z nimi. Pierwsze bojowe zostaje przy transportowcach, bojowe od drugiego do dziewiątego lecą w kierunku stoczni. Pozostałe skrzydła osłaniają bombowce. Bezzwłocznie informować o napotkanych siłach wroga. I niech Kreator czuwa nad nami, pomyślał w duchu.

poniedziałek, 13 maja 2013

Admirał, część I


Admirał Foalooke wszedł na pokład "Wędrowca", flagowego okrętu pierwszej floty arrakańskiej. Przed sobą miał dobrze znany pulpit kontrolny, kilkadziesiąt ekranów, które w czasie walki pozwalały mu "widzieć" każdy statek w przestrzeni. Na razie jednak wszystkie były wygaszone. Admirał włączył ekran, który pokazywał zdolność poszczególnych statków do walki. Jednolite zielone światło, które oświetliło jego twarz, podniosło admirała na duchu. Przymknął oczy i przypomniał sobie wczorajszą odprawę...

...A oto nasz kolejny cel. Widoczna na hologramie planeta to Kherra. Nasi szpiedzy donoszą, że jest dość silnie broniona, lecz pierwsza flota taktyczna powinna sobie z nią poradzić bez większych problemów
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze - pomyślał Foalooke
- Admirale Foalooke, co pan o tym myśli ?
- Z całym szacunkiem Koordynatorze- starał się by przy wymawianiu szarży nie prychnąć z pogardą - ta planeta to nie jest typowa, przepraszam za slang, farma. Widoczne na zbliżeniu struktury to dobrze rozbudowana stocznia. W połączeniu z silną obroną kosmiczną pozwala wysnuć wniosek, że jest to baza produkcyjna. I najprawdopodobniej nie jest to najważniejsza planeta hegemona - Martinez spojrzał w notatki - Juliusza dziesiątego
- Czyli Admirale podważasz wiarygodność naszego wywiadu?
- W żadnym razie Koordynatorze, proponowałbym jednak odłożyć atak i zebrać więcej danych o przeciwniku.
- To całkowicie zbędne. Pierwsza flota taktyczna to nasza chluba...
- Która leci w do ataku nie mając pojęcia, z czym będzie walczyć.
- ...więc ta misja nie stanowi dla niej zagrożenia. Wierzę, że da pan sobie radę...

...Wiara to dobra rzecz, ale pozostaje jeszcze odpowiedzialność. Odpowiedzialność za tysiące młodych ludzi, którzy teraz w glorii idą główną ulicą miasta w kierunku kosmodromu. Foalooke zastanawiał się ilu z nich wróci na Barrin, do domu. Oni to tym nie myślą, są przekonani, że hegemon nie pośle ich w nieznane. Jednak Admirał wiedział jak sprawa wygląda naprawdę. Że lecą do sąsiedniej galaktyki i nie wiedzą, co na niej zastaną. Wiedział też, że będzie dowodził wspaniałą flotą, ale to nie poprawiało jego nastroju. Martinez czuł się cholernie niepewnie.

Niecały miesiąc później admirał siedział w mesie oficerskiej „Wędrowca”. Spoglądał na sektor rekreacyjny gdzie piloci myśliwców spędzali czas gdzie ich maszyny tankowano kilka pokładów niżej. Dziś jednak nie zauważył nikogo, kto grałby w bilard, oglądał filmy czy ćwiczył na symulatorze. Wszyscy czekali na niego, czekali by poprowadził ostatni apel przed czekającą ich bitwą. Foalooke jednym haustem dopił drinka i wsunął kartę identyfikacyjną do czytnika. Kiedy wychodził na mównicę przed sobą widział setki twarzy zastygłych w oczekiwaniu. Przysunął mikrofon bliżej ust.
- Żołnierze – rozległ się jego głos- nadszedł czas by sprawdzić w boju wasze umiejętności, by przekonać się ile nauczyliśmy się w akademii. Za czterdzieści osiem godzin osiągniemy nasz cel, planetę, o której nie słyszeliście, której nie widzieliście. Zdobądźmy ją ku chwale Arrake!
Sektor rekreacyjny rozbrzmiał krzykiem tysięcy głosów. Foalooke oczami wyobraźni widział jak podobne okrzyki rozlegają się na pozostałych okrętach jego floty. Jedynie admirał nie do końca wierzył w to, co mówił.

poniedziałek, 6 maja 2013

Młody logistyk słucha I


Ostatnio było o sprzęcie muzycznym, więc teraz o tym co dzięki niemu można usłyszeć. Dziś piosenka której możecie nie znać a która za pierwszym razem wgniotła mnie w ziemię.


Jeżeli wszystko się uda to w niedzielę będzie kolejna notka z jakimś tekstem

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

O zgubnych skutkach oszczędności

Dzisiejsza notka zaczyna drugą linię bloga – takie moje luźne przemyślenia.

Zacznijmy od tytułu, prawda, że nieco kontrowersyjny? Ale jakże prawdziwy w moim wypadku :P ale zacznijmy od początku, a początkiem była muzyka. Mój mały laptopek ma dwa głośniczki, jak to w laptopkach bywa małe, ciche i ogólnie takie sobie. Jak chciałem coś głośniej posłuchać to podpinałem słuchawki i jakoś poszło. Ale…

… jakiś czas temu, u mojej paskudy, zorientowałem że jej laptop ma głośniki całkiem przyzwoite. I (w męskim dążeniu to zdobycia przewagi) postanowiłem wzmocnić mój sprzęt grający. Ponieważ stara moja wieża HI-FI już ledwie zipie ogołociłem ją z głośników a przy okazji przeprowadzki wyciągnąłem z garażu to



Przez chwilę poczułem się jak hipster stawiając na biurku ten PRLowy towar eksportowy. Parę kabelków później laptop i komórka połączyły się w jedność. I muszę powiedzieć że...
Brzmi jak jeszcze nigdy. Ale pojawił się zgrzyt. Poszaleć z głośnością mogę tylko gdy jestem sam w domu, w innych przypadkach rodzina robi mi intro z „Black or White” Jacksona. W pozostałych przypadkach zostają mi poczciwe słuchawki. I dochodzimy do pointy. Oszczędnościowe zakupy sprawiły, że teraz muszę kupić jakieś porządne słuchawki. Chyba że znajdę jakieś w garażu…

sobota, 16 lutego 2013

Barrin 4 - Epilog

Przez następne kilka minut Kapitan Alistair słuchał, co wydarzyło się podczas ostatniej zmiany. Flacha się nie odzywał bo nie udało się go obudzić, więc Anton wyrecytował listę usterek, które udało mu się naprawić, a następnie części, które będzie potrzebował w najbliższym czasie. Po odprawie wspólnymi siłami zanieśli Flachę do transportowca. Gdy stary statek zmienił się w kolejny jasny punkcik na tle czerni kosmosu, kapitan odwrócił się do nowego podwładnego i zaproponował chwilę relaksu przed pracą. Wsiedli do windy i przejechali dwa piętra, do strefy relaksacyjnej. Gdy przed Arturem otworzyły się drzwi, znieruchomiał z wrażenia. Przed nim rozpościerał się najpiękniejszy ogród, jaki w życiu widział. Pod wielką przeźroczystą kopułą w kształcie ćwiartki sfery odtworzono zbocze wzgórza. Rosło na nim kilkadziesiąt gatunków drzew, od ziemskich sosen karłowatych, po bardzo rzadkie barrińskie igłowce. Pomiędzy drzewami rosło wiele mniejszych krzaków, wśród których ustawiono ławki, altany i marmurowe fontanny. Gdzieniegdzie, ukryty wśród zieleni stał automat z przekąskami lub napojami. Do wszystkich tych miejsc prowadziły wysypane drobnymi kamykami ścieżki, przecinające soczyście zielony trawnik białymi kreskami, Artur nie mógł uwierzyć, że całą, kilkuset metrowa powierzchnię pokrywała naturalna trawa! Do tego w strefie słychać było świergot prawdziwych ptaków, które wesoło skakały po gałęziach drzew lub latały pod kopułą. To wszystko było wspanialsze i bardziej okazałe niż strefy relaksacyjne na pierścieniu okołoziemskim! Kapitan widząc zachwyt w oczach Artura uśmiechnął się przyjaźnie.
- Chyba ci się tu spodoba.

Tymczasem, w czeluściach sekcji magazynowej myszkowało kilkadziesiąt niewielkich zwierząt. Podczas zamieszania, związanego z chwilowym brakiem światła, uciekły z kontenera przywiezionego przez Greviara i teraz systematycznie szukało przejścia do strefy mieszkalnej.