środa, 17 lipca 2013

A gdyby Evangeliona nakręcili amerykanie?

Kierując się identycznym gustem filmowym udaliśmy się z Leniwcem na „Pacific Rim”. W trzech słowach – Mechy kontra potwory. Fanom sf wystarczy żeby się przejść ;)


A co dostaniemy gdy już zasiądziemy w fotelu?  Historię o wielkich bestiach wychodzących przez portal w oceanie i walczących z nimi wielkich mechach. Dodajmy do tego bohaterów płaskich i standardowych jak talerze z Ikei (no może są 2 wyjątki), osadzonych w scenach które kojarzą się klasyką gatunku (Matix, Armageddon, Dzień Niepodlegloscia nawet NGE). Ale i tak fabuła ma dać tylko pretekst żeby przez dwie godziny wielkie mechy nawalały wielkie, komputerowo wygenerowane potwory. I, muszę przyznać, robią to dobrze! Dawno nie siedziałem w fotelu kinowym z szeroko otwartymi oczami bojąc się mrugnąć żeby czegoś nie przeoczyć. Jednak powiedzmy sobie szczerze, Pacific Rim nie wprowadza nic do gatunku, ale to kawałek nieźle zrobionego amerykańskiego kina akcji, ze wszystkimi jego blaskami i cieniami. I żeby podziwiać blaski i pomijać cienie trzeba ten film obejrzeć w IMAXie. Serio, żadne 3d nie wcisnęło mnie tak w fotel jak duet Pacific Rim + prawdziwe. Sceny gdy leci w twoją stronę piącha mecha wielkości niewielkiego wieżowca … Cudo, a takich scen jest wystarczająco żeby wyjść z kina zadowolonym. No to nie przedłużając

8,5/ 10 (w tym + 1 za IMAXa), test godziny zdany nieźle (80 minut)

środa, 3 lipca 2013

Im bliżej jesteś, tym mniej widzisz...

Jesteście krok, trzy kroki, pięć a nawet siedem kroków za nami…

 
















Czwórka iluzjonistów spotyka tajemniczego człowieka w kapturze i dostaje od niego kartę. Spotykają się w starym domu w Nowym Jorku, w pustym mieszkaniu z tajemniczym symbolem na podłodze… A rok później, w Las Vegas ta sama czwórka ludzi dokonuje włamania do banku w Paryżu i kradnie z niego paletę gotówki… Czysta magia.

I to właśnie magia jest tematem tego filmu, a dokładnie sztuka iluzji. Tropem czwórki iluzjonistów podąża zawodowy demaskator iluzjonistów, agent FBI i ładna francuzeczka z Interpolu. Jednakowoż główni bohaterowie wymykają się z każdej zasadzki, mylą tropy, znikają w sposób, który czasem wydaje się iście… magiczny.

Film jest dobry, przemyślany, dobrze zrealizowany i zagrany, z wciągającą fabułą. My przez dwie godziny zastanawialiśmy się kto jest wtyką w FBI… i nie zgadliśmy. A na deser jak zawsze świetny Morgan Freeman.

Żeby nie było tak wesoło i radośnie, teraz, dwie godziny po seansie zaczynam dostrzegać luki fabularne, które sprawiają, że w rzeczywistości numery przedstawione na filmie by się nie udały… z każdą chwilą jest ich coraz więcej… ale to nie zmienia faktu że w kinie bawilismy się świetnie i zgodnie z moim Leniwcem dajemy…

8,5/10

Test godziny zdany celująco (dla osób które nie trafiły tu ze starego bloga. Test godziny polega na sprawdzeniu, po jakim czasie od początku seansu pomyśli się o spojrzeniu na zegarek. Jeżeli czas ten jest dłuższy niż godzina to film zasługuje co najmniej na 6/10)

poniedziałek, 1 lipca 2013

Z zupełnie innej Beczki - Młody Logistyk Ogląda

Smolista ciemność została złamana słabym światłem ręcznej latarki. Wąski promień światła wydobył z mroku regał ogromny regał pełen książek stojący w głębi pomieszczenia. Gdy człowiek trzymający latarkę wszedł do pomieszczenia, oświetlając niewielki stolik i rattanowy fotel stojące w rogu, tuż od szczelnie zasłoniętym oknem. Wszystkie meble i zawartość regału pokryte były grubą warstwą kurzu
-         Khem, Khem- mężczyzna zakrztusił się kurzem który wzbiły jego kroki –Jak ja tu dawno nie byłem…

No właśnie, dawno mnie tu nie było. Miałem napisać parę słów komentarza do drugiej opowieści ale jakoś nie mogłem się zmotywować. Ale motywację gdzieś kiedyś jakąś miewam i mój Pierwszy czytelnik dostaje czasem jakiś nowy ochłapek tekstu o przygodach załogi stacji przeładunkowej „Barrin 4”. W tej chwili rozpoczyna się rozdział czwarty w którym Kapitan Alistair postanawia wyjawić tajemnice swojej przeszłości…

No ale nie o tym dziś chciałem.

Dziś chciałem wam opowiedzieć parę słów o animce którą oglądam z moim Leniwcem (któremu nie chce się czytać napisów a jeśli już to polskie) mianowicie o Shinkegi no Kyojin.
Nie słyszeliście o niej, prawda? Ja też nie. Ale już pierwszy odcinek wgniótł mnie w glebę.





Przedstawiona historia jest stosunkowo prosta. Ludzkość zaatakowana przez tajemniczych tytanów (mających 3-15 m wzrostu) chroni się za wielkim murem. Żyje tam sobie do momentu gdy pojawiają się dwaj nowi tytani dla których mur nie stanowi większej przeszkody. W pierwszym ataku ginie członek rodziny bohatera co motywuje go do działania które opisuje animka.

Fabuła stosunkowo prosta, główni bohaterowie też niezbyt oryginalni (kilku mocno kojarzy mi się z naruto) ale dość mocno zróżnicowani między sobą. Jednak takie drobne zgrzyty nie mają znaczenia bo akcja toczy się wartko, odcinki kończą się w najgorszych możliwych momentach a kreska jest bo prostu CUDOWNA. Ilość detali, ostrość jest genialna.

W całej tej beczce miodu jest jeden wielki szkopuł… puszczono dopiero 12 z 24 odcinków;( a ostatni skończył się własnie w najgorszym możliwym momencie.