środa, 13 lutego 2013

Barrin 4 - część dziewiąta

Alistair i Artur weszli do brudnego korytarza prowadzącego do głównej dyspozytorni kapitan kroczył dumny i wyprostowany. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, odetchnął głęboko i przeczesał długie, siwe włosy. Miały lekko złotawy kolor, który sugerował że kapitan był w młodości blondynem.
- Młody, muszę przyznać, że masz jaja – powiedział zapalając fajkę – zadzierać z najgroźniejszym przemytnikiem w promieniu dziesięciu skoków, choć pewnie nie miałeś pojęcia…
- To byli przemytnicy! – Krzyknął nagle Artur, podrzucając Lorda Persivala w powietrze. Kot wylądował zwinnie, miauknął gniewnie i uciekł w głąb korytarza.
- … kim oni są. Owszem, najprawdziwsi. – dokończył spokojnie kapitan zapalając fajkę staromodną zapalniczką.
Artur spojrzał na nią z zachwytem. Był to bardzo stary, bogato rzeźbiony model, jeden z ostatnich wykonanych z prawdziwego srebra i zasilanych naturalną benzyną. Takie cacuszko musiało kosztować fortunę.
- Ale przecież – odezwał się Artur gdy już oderwał wzrok od mechanizmu. – trzeba to zgłosić!
- Musiałbym zgłaszać niemal każdy cumujący tu statek. – mruknął kapitan wypuszczając kłąb dymu.
- Czyli nic pan nie zrobi?
- Zanim odpowiem ci na to pytanie, musisz mi powiedzieć czy jesteś łajzą czy spryciarzem? – Kapitan spojrzał wymownie na Artura- choć już raczej znam odpowiedź.
- Ktoś mnie już o to pytał, ale, mimo że słyszę to pytanie drugi raz to nadal go nie rozumiem.
- Jak pewnie zauważyłeś ta stacja leży z dala od głównych tras komunikacyjnych – zaczął kapitan mentorskim tonem. – Generalnie, na służbę trafiają tu dwa rodzaje ludzi. Pierwsi z nich zostają tu wysłani przez przełożonych, jeśli nie wytrzymują tempa na większych stacjach. Mogą też sami prosić o przeniesienie, jeżeli szukają odrobiny spokoju, a nie chcą zmieniać zawodu. Ich nazywamy łajzami. Drugi rodzaj, cwaniacy, chcą tu się dostać za wszelką cenę i rozkręcić mały biznes na kontrabandzie. A więc Arturze, podejrzewam, że jesteś łajzą, czy mam rację? - Artur, po chwili namysłu, smutno kiwnął głową. Widząc ten gest kapitan pokręcił głową – Ależ absolutnie nie ma się czego wstydzić. Każdy dostaje tu czego chce. Mogę cię zapewnić, że jeżeli pragniesz spokoju to będziesz go miał aż za dużo.
Tak rozmawiając doszli do centralnej dyspozytorni. Mężczyzna, którego Artur zobaczył tu wcześniej wciąż spał. Obok niego stał spotkany wcześniej chudy blondyn i…
- Pracuje tu kolorak!- Artur spojrzał zafascynowany na niewielką istotę – zawsze chciałem któregoś spotkać!
- To na akademii żaden nie wykłada?- Kapitan spojrzał zdziwiony na Artura.
- No skąd, ziemia leży ponad czterdzieści skoków od ich rodzinnej planety – Artur spojrzał na kapitana ze zdziwieniem – A koloraki źle znoszą podróże przez bramy, powinien pan o tym wiedzieć.
- Kolorek, to prawda? – Kapitan podrapał się po głowie – bo jakoś nigdy nam o tym nie mówiłeś.
- Ja jestem nietypowy, bo nie choruję po skokach – rozległ się syntetyczny głos Kolorka – ale nie lubię latać daleko na urlop.
- No popatrz, człowiek się całe życie uczy! – roześmiał się kapitan. – No to Kolorka już znasz, ten wysoki chudzielec to Anton, nasz mechanik.
Przedstawiony blondyn wstał i podał Arturowi rękę.
- Łajza czy cwaniak?- zapytał kolejny raz.
- I tu muszę dopowiedzieć – wtrącił się Kapitan – że nasz Anton jest trochę specyficzny. Jeżeli zada ci pytanie, to musisz na nie odpowiedzieć, bo nie powie nic więcej. Ponadto, jeżeli odpowiedzi na kolejne pytania będą sprzeczne, to obrazi się i nie odezwie przez jakiś tydzień.
- Cześć Anton – Artur uścisnął wyciągniętą dłoń – i odpowiedź brzmi; łajza.
Mechanik i kapitan uśmiechnęli się i prezentacja została wznowiona.
- Ten obdartus śpiący na krześle to Flaszka- wskazał ręką chrapiącego mężczyznę – Świetny człowiek o ile nie ma kaca albo nie jest pijany. W zasadzie to tyle na razie, resztę załogi poznasz w trakcie służby. A teraz wybacz, muszę zrobić przekazanie zmiany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz