wtorek, 22 stycznia 2013

Barrin 4 - część szósta

Artur wyszedł z dyspozytorni w poszukiwaniu automatu rozładunkowego. Znalazł go we wnęce przylegającej do zewnętrznej ściany magazynu. Automat przypominał wielkiego humanoida, poruszał się na czterech teleskopowych nogach, a jego ramiona tworzyły wielką ramę, w którą łapał kontenery i ustawiał je w wyznaczonych miejscach. Artur przyglądał mu się zafascynowany. To był Agros, robot drugiej generacji, którego do tej pory widział tylko raz, w muzeum. Zabytek techniki miał jednak jedną zaletę, która w obecnej sytuacji pozwoli Arturowi zachować twarz – sterowanie ręczne. Młodzieniec wdrapał się do kokpitu, dokładnie zamknął za sobą właz i uruchomił konsolę centralną. Niewielką kapsułę wypełniło zielone światło. Choć jedna rzecz jest sprawna, pomyślał Artur, mocując koła znajdujące się w „stopach” robota w szynach biegnących na zewnątrz stacji i wyprowadzając maszynę w przestrzeń kosmiczną. Przez chwilę sprawdzał jak reaguje na komendy i przystąpił do rozładunku. Odczepienie od statku i przeniesienie do magazynów dwóch kontenerów zajęło mu dwadzieścia minut i kosztowało wiele nerwów. Na szczęście nogi zaczęły mu się trząść dopiero, gdy opuścił maszynę i zamknął za sobą śluzę. Gdy wrócił do dyspozytorni dwaj członkowie załogi „Lacelota” byli wyraźnie zniecierpliwieni.
- No wreszcie jesteś – przywitali go – to teraz jeszcze szybko uzupełnimy zapasy i my też idziemy wypocząć.
- Chwilkę – przerwał mu Artur – muszę jeszcze sprawdzić zawartość kontenerów.
- Jesteś tego pewien? – kosmonauci spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Tak, to standardowa procedura – Artur minął ich i wyszedł na korytarz.
- Zostaw, jeszcze zdążymy.- Oficer położył dłoń na ramieniu Amanta, który już sięgał po broń.

Kapitan Alistair ze złości rzucił słuchawkami komunikatora o ścianę sterowni.
- Czemu nikt tego nie naprawił?! – krzyknął – Kolorek, czy ta beczka może lecieć szybciej?
Kolorak na ułamek sekundy zrobił się czerwony, a następnie jeszcze kilkakrotnie zmienił kolor.
- Jeżeli ktoś naprawiłby silnik to mógłby – przetłumaczył translator – Ale jakoś nikt nie miał czasu a potem pan kapitan się przyzwyczaił. – Kolorak znieruchomiał na chwilę i znów zamigotał – Tak samo jak do zepsutego komunikatora, niesprawnej grodzi w…
- Tak, wiem – przerwał mu Alistair – tylko że teraz wszyscy możemy za to beknąć.
- Co kapitan mieć na myśli? – mimo że prace nad translatorami dla koloraków trwały już kilkadziesiąt lat, te wciąż nie były doskonałe.
- Pamiętasz że na naszej zmianie miał przylecieć nowy rekrut, zaraz po akademii – kapitan oparł głowę na dłoniach.
- Tak. – potwierdził kolorak.
- I pewnie wiesz, że zaraz potem miał przylecieć Greviar na „Lancelocie”
- Tak.
- Problem w tym, że oba statki już wylądowały, a na zmianie są tylko Flacha i Anton.
- Nadal nie rozumiem, w czym problem? – beznamiętnie odpowiedział kolorak.
- Flacha pewnie leży gdzieś nawalony pod korek a wiesz, jakie Anton ma… problemy komunikacyjne. – Kapitanowi odpowiedziało milczenie- Kolorak do cholery, ten młody jest jedynym człowiekiem na stacji zdolnym do jakiś działań! I pewnie będzie chciał przeprowadzić procedurę zgodnie z regulaminem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz